Czechy, podobnie jak wiele innych postkomunistycznych państw w Unii Europejskiej, szykują się na spowolnienie gospodarcze. Strefa euro, największy rynek eksportowy, łapie coraz większą zadyszkę.

W ciągu ostatnich kilku lat boom gospodarczy pozwolił czeskiemu rządowi na podniesienie emerytur i płac w sektorze publicznym, przy jednoczesnym utrzymaniu jednych z najzdrowszych finansów publicznych w UE. Czeski rząd musi jednak teraz dostosować swoje plany budżetowe, by móc kontynuować obiecane programy społeczne i znacznie opóźnione inwestycje infrastrukturalne.

Premier Czech i szef centroprawicowego ruchu ANO Andrej Babisz szuka cięć w wydatkach ministerstw i rozważa wprowadzenie wyższych podatków na tytoń lub alkohol. Dotychczas Babisz wielokrotnie odrzucał propozycje Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej, mające na celu podniesienie podatków od przedsiębiorstw. Jednak mniejszy koalicjant nalega, aby właśnie w taki sposób zasilić budżet i sprostać obiecanym wzrostom wydatków socjalnych.

>>> Czytaj też: Prawie trzy razy więcej wakatów niż bezrobotnych. Dlaczego czeski rynek pracy jest tak wyjątkowy?

- Jest to związane z debatą o budżecie państwa w przyszłym roku - powiedział w wywiadzie dla gazety E15 przewodniczący socjaldemokratów Jan Hamacek. - Socjaldemokraci od dawna mówią, że nie możemy po prostu ograniczyć wydatków. Musimy znaleźć źródło dochodów.

Reklama

- Podczas gdy ściąganie podatków idzie dobrze, państwo powinno bardziej skupić się na bankach, wielkich korporacjach i dużych kwotach, które wypływają z kraju jako dywidendy wypłacane zagranicznym właścicielom - powiedział Hamacek, który jest także ministrem spraw wewnętrznych i wicepremierem. - Rząd będzie musiał znaleźć dodatkowe 30 miliardów koron (1,3 miliarda dolarów) w budżecie, jeśli chce zgodnie z planem zwiększyć emerytury – dodał.

Szacunki pokazują, że wyższy podatek bankowy zwiększyłby dochody budżetowe o 10 miliardów koron. - Nie mogę sobie wyobrazić realizacji programu rządowego bez tych pieniędzy - powiedział Hamacek.

Premier Andrej Babisz obiecał, że nie będzie podnosić obciążeń podatkowych. Jednak pod naciskiem koalicjanta, jego mniejszościowy rząd będzie musiał ulec i nałożyć na pożyczkodawców specjalną opłatę. Ale czy to dobra droga?

Ostatnie starania zwiększenia dochodów budżetowych poprzez pobieranie opłat od wybranych branż miały miejsce w Rumunii, co spowodowało krach rynkowy i sprzeciw banku centralnego tego kraju.

>>> Czytaj też: Premier Czech: chcemy więcej środków na inwestycje i spójność, a nie "miękkie" programy