Komentator stwierdza, że mieszkańcy Holandii zastopowali jako pierwszy naród od czasu Brexitu i Trumpa marsz prawicowego populizmu w zachodnim świecie, który wydawał się być nie do powstrzymania.

"Tamy przeciwko Wildersowi wytrzymały napór" - podkreśla Haubrich. Jak zaznaczył, 87 proc. wyborców nie głosowało na Wildersa. Tak jak w poprzednich wyborach wyborcy niezdecydowani oddali w końcu głos na partię środka.

Zdaniem komentatora zwycięstwo prawicowych liberałów jest osobistą zasługą urzędującego od siedmiu lat premiera. "Długo niedoceniany jako zbyt gładki i grzeczny 50-letni kawaler odniósł sukces dzięki swojej taktyce polegającej na nieunikaniu tematów podnoszonych przez Wildersa i na zajęciu twardego stanowiska w kwestiach dotyczących integracji i uchodźców" - czytamy w "Die Welt".

Zdaniem komentatora ostry spór z Turcją okazał się być dla Ruttego "prezentem od nieba". Dzięki "twardej a równocześnie godnej męża stanu postawie" zdobył głosy wielu zatroskanych obywateli, dla których Wilders był zbyt radykalny.

Reklama

Wynik wyborów w Holandii daje nadzieję liberalnej Europie środka - pisze komentator. Holendrzy wysłali "mocny sygnał" i udowodnili, że są nie stroniącą od sporów, lecz bezbłędnie funkcjonującą demokracją" - ocenia komentator "Die Welt". (PAP)

Nie będzie zmiany polityki zagranicznej

Nowy holenderski rząd zostanie utworzony przez centroprawicę obecnego premiera Marka Ruttego wspartą przez umiarkowane partie centrum; polityka zagraniczna tego gabinetu będzie kontynuacją dotychczasowej linii - przewiduje analityk Jan Schinkelshoek.

"Holandia po zaciętej kampanii wybrała umiarkowaną politykę. Narodowi populiści zostali powstrzymani przez wyborców. Premier Mark Rutte będzie kontynuował rządzenie; stworzy gabinet wraz z umiarkowanymi partiami centrum" - powiedział w Hadze PAP Schinkelshoek, który jest były strategiem chadeków, a obecnie konsultantem i komentatorem politycznym w Holandii.

Jak wskazał Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) Ruttego najpewniej utworzy rząd z Chrześcijańskimi Demokratami (CDA) oraz wolnorynkowymi Demokratami 66 (D66). Ugrupowania te mają razem 69 głosów, w 150 osobowej izbie niższej parlamentu, zatem będą potrzebowały jeszcze poparcia 6 deputowanych aby uzyskać większość. "Możemy się spodziewać koalicyjnego gabinetu utworzonego przez umiarkowane siły" - zauważył ekspert. Jego zdaniem uformowanie nowego rządu zajmie co najmniej 2-3 miesiące.

Schinkelshoek nie spodziewa się zmian w polityce zagranicznej Holandii, ani postawy tego kraju wobec UE. "Z tym gabinetem Holandia będzie przewidywalnym parterem dla krajów UE, tak jak do tej pory. Nie będzie żadnych zmian w polityce zagranicznej" - ocenił.

Zwrócił uwagę, że mniejsze poparcie niż oczekiwano dostała antysystemowa, antymuzułmańska i antyunijna Partia na rzecz Wolności (PVV) Geerta Wildersa. Ugrupowanie to jeszcze na przełomie roku prowadziło w sondażach, jednak problemy w kampanii, brak środków, a także bardziej zdecydowana postawa sprawujących władzę wobec kwestii imigracyjnych sprawiły, że ostatecznie ugrupowanie to zajęło drugie miejsce na równi z jeszcze dwoma innymi partiami. Dystans jaki dzieli partie Ruttego i Wildersa jest spory, zwłaszcza biorąc pod uwagę przedwyborcze badania opinii publicznej, w których różnica między nimi była na granicy błędu statystycznego.

Schinkelshoek uważa, że tama jaką postawili Holendrzy populizmowi może mieć znaczenie dla innych krajów. Wybory w Królestwie Niderlandów były postrzegane jako test przed mającymi się odbyć za kilka tygodni wyborami prezydenckimi we Francji, gdzie szanse na zwycięstwo w pierwszej turze ma antyimigrancka i antyunijna liderka Frontu Narodowego Marine Le Pen.

Holenderską elekcję z uwagą śledzili też Niemcy, którzy również mają problem z prawicowymi populistami, jacy wyrośli na sprzeciwie wobec imigrantów.

Szef gabinetu kanclerz Niemiec Angeli Merkel, Peter Altmaier, pogratulował zresztą jeszcze w nocy wyborczej Holendrom "wspaniałego" rezultatu. "Holandio, Holandio zwyciężyłaś” - napisał po holendersku na Twitterze. W wyborach do Bundestagu jakie odbędą się we wrześniu po raz pierwszy ma szanse na zdobycie mandatów antyimigrancka Alternatywa Dla Niemiec (AfD).

Z gratulacjami dla Holendrów jeszcze w noc wyborczą pośpieszył też minister spraw zagranicznych Francji Jean-Marc Ayrault. „Gratuluję Holendrom powstrzymania wzrostu skrajnej prawicy” – napisał na Twitterze.

Wynik wyborów w Holandii oznacza, że "triumf populistów nie jest taki jednoznaczny jak się wydawało. Po Brexicie, po Trumpie wydawało się, że populiści zaczną wygrywać w Europie, zaczynając od Holandii. Dziś stało się jasne, że przynajmniej w naszym kraju zostali powstrzymani" - ocenił Schinkelshoek.

Z Hagi Krzysztof Strzępka (PAP)

Wilders liczy na udział formowaniu rządu

Przywódca antyimigranckiej i antyunijnej Partii na rzecz Wolności (PVV) Geert Wilders oświadczył w nocy ze środy na czwartek, że jest gotów uczestniczyć w nowej koalicji rządowej. Zapowiedział, że jeśli do tego nie dojdzie to PVV będzie "twardą opozycją".

"Chcielibyśmy otrzymać zaproszenie do udziału w rozmowach koalicyjnych. Jeśli to będzie możliwe chciałbym uczestniczyć w rządzie, ale jeśli nic z tego nie wyjdzie będziemy twardą opozycją" - powiedział Wilders dziennikarzom.

Dodał, że "będziemy wspierać rząd tam gdzie to będzie niezbędne, w sprawach, które są dla nas ważne".

Szanse na to aby ugrupowanie Wildersa weszło w skład nowej koalicji rządowej są praktycznie zerowe bowiem wszystkie największe partie polityczne Holandii wykluczyły możliwość współpracy z PVV.

Wilders powiedział, że mimo, iż jego partia nie odniosła zwycięstwa w środowych wyborach, to jednak zwiększyła stan posiadania. "To jest rezultat, z którego możemy być dumni" - powiedział. Zauważył, że nawet poza rządem, wpływ PVV na holenderską politykę był znaczący.

Według sondaży exit polls PVV może liczyć na 19 miejsc w liczącej 150 deputowanych izbie niższej parlamentu (w poprzedniej kadencji miała ich 15).

Przywódca PVV powiedział też, że nie rozumie co miał na myśli premier Mark Rutte mówiąc, że Holandia powiedziała "stop" złemu rodzajowi populizmu. "On (Rutte) imputuje, że są dobrzy i źli populiści. Nie uważam siebie za populistę, ale on sugeruje, że jestem złym populistą i kimś w rodzaju nazisty" - powiedział Wilders. (PAP)

>>> Czytaj też: Socjaliści kontratakują. Schulz poprowadzi krucjatę przeciwko nacjonalistycznej prawicy