Prezydent USA Donald Trump i przywódca Korei Płn. Kim Dzong Un podpisali we wtorek w Singapurze wspólny dokument na zakończenie historycznego szczytu. W dokumencie Kim zobowiązał się do starań o "całkowitą denuklearyzację Półwyspu Koreańskiego". Obaj przywódcy zadeklarowali w nim również, że będą budować "trwały i stabilny pokój na Półwyspie Koreańskim" oraz zobowiązali się do utworzenia "nowych relacji".

Sasin pytany w programie "Tłit" portalu wp.pl o to wydarzenie, powiedział, że ma mieszane uczucia. Z jednej strony - jak mówił - cieszy każdy krok ku temu, by świat był bezpieczniejszy, z drugiej jednak - trzeba mieć świadomość, że są to spotkania i pertraktacje z "okrutnym dyktatorem".

"Jeśli to spotkanie miałoby spowodować, że Korea Północna będzie mniej zagrażać nie tylko swojemu najbliższemu otoczeniu, ale w ogóle pokojowi na świecie, jeśli w wyniku tego spotkania Korea Północna pozbędzie się aspiracji atomowych i przestanie grozić atakiem - to bardzo dobrze" - ocenił minister.

"Takie umowy z dyktatorami wielokrotnie w historii kończyły się niedobrze. Okazywało się że dyktator ma zupełnie inne cele, niż strona demokratyczna, oczekująca pokoju. Tak było z Hitlerem, Stalinem, tak było z próbami porozumienia z innymi dyktatorami. Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej, że reżim północnokoreański zrozumiał, że ta polityka jest zgubna również dla niego, bo nie będzie w stanie się utrzymać idąc na konfrontację z całym światem" - podkreślił Sasin.

Reklama

>>> Czytaj też: Kim o spotkaniu z Trumpem: "Science-fiction". Przywódcy podpisali wspólny dokument