Choć programy kosmiczne w ramach Unii Europejskiej funkcjonują, to jest to raczej bieżąca obsługa, dotycząca niezbędnych informacji o zmianach otaczającego kulę ziemską środowiska, niż podbój kosmosu w następnych dziesięcioleciach.
Choć są sukcesy, to niewystarczające
Zewnętrzne oznaki dotyczące podboju kosmosu przez Europę mogą być mylące. Europejski przemysł kosmiczny dynamicznie się rozwija. W minionych 5 latach wygenerował aż 15 tys. nowych miejsc pracy. W 2008 r. w sumie zatrudniał w Europie ponad 40 tys. ludzi. Dalsze ćwierć miliona było zaangażowane w związanych z nim bezpośrednio obszarach.
Po rakiecie Ariane 4, nowy, większy pocisk Ariane 5 zapewnił autonomię europejskiego programu kosmicznego. To przy jego pomocy wystrzelono na orbitę największego satelitę komunikacyjnego na świecie.
W ub. roku Europa dołączyła własne laboratorium kosmiczne Columbus i Sterowany Automatycznie Pojazd (ATV) do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, gdzie teraz kosmonauci stają w kolejce do toalety, bo jedna z dwóch popsuła się. Rok miniony można wiec uznać za pomyślny.
Ale czy to wystarczy? Nie, jeśli chcemy, aby Europa liczyła się w następnych dziesięcioleciach w kosmicznym wyścigu. Dlatego prezes potężnego koncernu lotniczo-kosmicznego EADS Louis Gallois apeluje: – Musimy mieć nową wizję!
Nakłady nie wszędzie rosną
Nakłady Europy na badania kosmiczne wyraźnie odstają od reszty potęg. Obecne 6 mld euro to aż 8 razy mniej niż roczne wydatki na badania kosmiczne Stanów Zjednoczonych. Nawet rzekomo biedna Rosja pompuje znowu petrodolary w badania kosmiczne.
Pojawili się też nowi gracze. Głównie w Azji. Chiny planują wysłanie załogowej misji na Księżyc do 2030 r., a na Marsa chcą polecieć do 2050 r. Ambitny Pekin, wspierany przez dynamiczną gospodarkę, już w tej chwili wydaje na badania kosmiczne więcej niż stara Europa.
Do kosmicznego wyścigu odważnie dołączyły też Indie. O ile w ostatnich kilku latach wydatki Chin na badania kosmosu rosły w tempie 12 proc. rocznie, to w Indiach skoczyły aż o 25 proc. O dołączeniu do czołówki myśli też Brazylia.
Największe emocje budzą loty załogowe, które jednocześnie pochłaniają najwięcej środków. Tylko w 2007 r. na badania w tym kierunku wydano w sumie ok. 12 mld dolarów, czyli o 8 proc. więcej w porównaniu z 2006 r. Świadczy to o wzroście konkurencji pomiędzy krajami i jej znaczeniu wcale nie mniejszym niż w 1969 r., gdy Amerykanie walczyli z Rosjanami o przewagę w kosmosie.
Galileo poczeka
Aby określić swoje przyszłe miejsce w Kosmosie, Europa potrzebuje nowej wizji. Musi się ona opierać na osiąganiu konkretnych celów, które wzmocnią rolę naszego kontynentu w skali międzynarodowej i globalizacji gospodarki.
Priorytetem powinien być system łączności Galileo. Otworzy on Europejczykom nowe możliwości rozwoju i przyczyni się do kolejnych odkryć naukowych. Niebagatelną zaletą jest również fakt, że przy jego obsłudze może pracować nawet 100 tys. ludzi.
Europa tymczasem zwolniła ścieżkę wprowadzania Galileo, a inne kraje wykazują coraz większą determinację, jeśli chodzi o rozwój swojego systemu łączności..
W ub. roku Amerykanie zdecydowali wyłożyć aż 10 mld dolarów na III już generację swego systemu GPS. Rosjanie kończą właśnie prace nad systemem Glonass. Premier Rosji Władimir Putin był pierwszym, który z niego skorzystał. Z kolei Chiny mają system Compass.
Konieczna autonomia
Zdaniem ekspertów Europa powinna również zapewnić sobie autonomię w dostępie do kosmosu. Chodzi o rakiety wynoszące satelity i statki w przestrzeń kosmiczna. Nowa rakieta Ariane 6 jest odpowiednim rozwiązaniem. Ale wejdzie do użytku dopiero w latach 2025-2030.
Jednocześnie bez względu na to, czy zechcemy polecieć jako Europejczycy na Księżyc czy Marsa, potrzebna będzie również odpowiednia kapsuła, czyli pojazd kosmiczny. Musi on zapewnić bezpieczny powrót próbkom, przyrządom, a przede wszystkim ludziom, o ile takowi znajdą się na pokładzie.
Dlatego następnym krokiem po wspomnianym już urządzeniu ATV powinien być Zaawansowany Pojazd Powrotny (ARV). Kluczowe technologie są dostępne, trzeba je tylko połączyć i zgrać ze sobą.
Kluczowe pytania
Czy Europa chce faktycznie włączyć się aktywnie w ludzką eksplorację kosmosu? Czy ma odwagę kontynuacji wspólnie z innymi partnerami, np. Amerykanami czy Rosjanami, przeżycia największej przygody w dziejach ludzkości? Czy też z racji kłopotów gospodarczych, napięć społecznych i sporów politycznych odpuści sobie i pozwoli się prześcignąć innym, bardziej zdeterminowanym krajom, jak Chiny czy Indie?
Dotychczas to Europa brylowała w promocji idei, osiągnięć kultury i nauki, a nawet rozwiązań technicznych. Czyżby jej czas minął? Załogowy lot Europejczyków np. na Marsa byłby wyrazem wiary w nowe możliwości Starego Kontynentu.