„W Ameryce poznaliśmy splendor indyjskiej kultury dzięki 4 mln Indoamerykanów mieszkających w Stanach Zjednoczonych” - powiedział Trump w poniedziałek na stadionie Motera w Ahmedabadzie na zachodzie Indii.

„Są prawdziwie wspaniałymi ludźmi. Indoamerykanie wzbogacają każdy aspekt życia naszego narodu. Są tytanami biznesu, pionierami nauki, mistrzami sztuki, innowacji i technologii” - mówił do 110-tysięcznego tłumu Indusów.

Przez trybuny największego stadionu krykietowego świata przeszła fala braw. Jednak to niekoniecznie publiczność zgromadzona na megawiecu w Ahmedabadzie była adresatem tego fragmentu przemówienia. Prezydent kierował swoje słowa raczej do Amerykanów indyjskiego pochodzenia, którzy należą do jednej z najszybciej rosnących grup etnicznych w USA. Tylko w latach 2010-2017 ich liczba wzrosła niemal o połowę, z 2,8 mln do 4,4 mln.

„Gdy spojrzy się na polityczny potencjał wynikający z darowizn politycznych (na kampanie wyborcze - PAP), indoamerykańska diaspora może być ważnym celem dla Donalda Trumpa” - powiedział agencji informacyjnej ANI ekspert Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS) Richard Rossow.

Reklama

„Cztery miliony Indoamerykanów stanowią najbardziej zamożną mniejszość w USA, z najwyższymi datkami politycznymi w przeliczeniu na osobę” - ocenił dla dziennika „The Economic Times” szefujący waszyngtońskiemu Forum Amerykańsko-Indyjskiego Partnerstwa Strategicznego dr Mukesh Aghi.

Według ośrodka Pew Research Center mediana dochodów gospodarstw domowych z tej grupy, około 100 tys. USD rocznie, jest dwukrotnie wyższa od mediany liczonej dla wszystkich amerykańskich gospodarstw domowych i najwyższa spośród wszystkich grup etnicznych w USA, włączając w to również Amerykanów pochodzenia chińskiego.

„Jesteśmy najlepiej wykształconą, najwięcej zarabiającą grupą etniczną w kraju, więc gdy mówimy o polityce wspierającej wzrost (gospodarczy - PAP), program Republikanów nam odpowiada” - powiedział cytowany na portalu Politico Niraj Antani, zasiadający w izbie niższej parlamentu stanowego Ohio z ramienia Partii Republikańskiej.

„Większość z nas głosuje jednak na Partię Demokratyczną, bo nie czujemy się komfortowo w kraju, gdzie do głosu dochodzi rasizm, a także biali fundamentaliści” - mówi PAP Manisha Vaze z Kalifornii, której rodzice przyjechali do USA z Bombaju. Według badań Azjatycko-Amerykańskiego Funduszu Prawnego i Edukacyjnego 80 proc. Amerykanów pochodzenia indyjskiego głosowała w ostatnich wyborach prezydenckich na kandydatkę Demokratów Hillary Clinton.

„Z drugiej strony nasi rodzice zawsze podkreślali, że do wszystkiego doszli ciężką pracą, bez pomocy państwa” - dodaje 35-letnia Manisha, która urodziła się już w USA.

„Nie jesteśmy tutaj tanią siłą roboczą jak Meksykanie, nie chcemy być tak postrzegani, bo większość z nas to inżynierowie, lekarze i biznesmeni” - podkreśla Gaurav Sharma z Nowego Jorku, który wyjechał do USA kilkanaście lat temu i posiada już obywatelstwo amerykańskie. Obecnie dzieli czas między USA i Indie. „Nie musimy być już Demokratami z automatu, na nasze głosy też trzeba zapracować” - uważa. Sharma zwraca uwagę, że diaspora coraz bardziej akcentuje przynależność religijną. „Tak jak Modi mówi, że jest dumnym hindusem i Indie należą do hindusów, tak my tutaj coraz głośniej o tym mówimy” - ocenia.

„Republikanie uważają, że mogą zdobyć więcej głosów Indoamerykanów w tym roku (w wyborach prezydenckich - PAP). Jest jeden powód - indyjski premier Narendra Modi jest wielkim fanem Trumpa” – powiedział w publicznym radiu NPR Tom Gjelten, dziennikarz stacji zajmujący się religiami i bezpieczeństwem.

Podczas jesiennej wizyty premiera Modiego w USA Trump na wiecu w Houston chwalił indyjską diasporę za przyjęcie amerykańskich wartości i stawiał ją za wzór legalnej imigracji. „Jesteśmy dumni z tego, że jesteście Amerykanami” - powiedział na stadionie do 50 tys. biorących udział w wiecu Amerykanów indyjskiego pochodzenia. Jednocześnie podkreślał swoją przyjaźń z Modim. „To ekscytujące być tutaj, w wielkim stanie Teksas, razem z jednym z największych, najbardziej oddanych i lojalnych przyjaciół Ameryki - premierem Narendrą Modim” - krzyczał do mikrofonu.

Już w Delhi podczas drugiego dnia wizyty w Indiach Trump nazwał Modiego „twardym negocjatorem”, co zostało dobrze odebrane przez Indusów. Premier zyskał dodatkowe punkty wśród wyborców, którzy z przyjemnością oglądali prezydenta USA oszołomionego spektakularnym przyjęciem.

Gospodarze postarali się, by wizyta Trumpa w Indiach wyglądała jak niekończący się zwycięski wiec - na trasach przejazdu ustawiono dziesiątki scen z tancerzami i muzykami, a na koniec opróżniono z turystów słynny Tadż Mahal - "świątynię miłości", aby para prezydencka mogła spędzić tam godzinę przed zachodem słońca.

„Obaj są podobni w stylu i metodach” - uważa Sharma dodając, że Trump podoba się w Indiach, a Modi cieszy się coraz większą popularnością wśród indyjskiej diaspory w USA. „Pomogli sobie nawzajem” - ocenia.

>>> Czytaj też: W Ukrainie spada poparcie dla władz. Czy możliwa jest zmiana premiera? [ANALIZA]