Tylko Kalifornia Południowa posiada biznesowy talent i kulturę, które mogą się równać z Kalifornią Północną – pisze w felietonie dla Bloomberga Tyler Cowen.

Byłem w zeszłym tygodniu w San Francisco i większość moich rozmów w końcu sprowadzała się do tego samego problemu: czy jakiś inny region mógłby zastąpić Bay Area w roli technologicznego centrum USA? W końcu San Francisco ma astronomiczne ceny najmu i podatki – nie wspominając o brudnych ulicach, nieprzyjemnych klubach striptizerskich i licznych bezdomnych. Miasta Doliny Krzemowej są znośniejsze od San Francisco (choć też mają wysokie stawki czynszów), ale są nudne i nieidealne do przyciągania młodych, dobrze wykształconych singli.

Na potencjalnego rywala dla amerykańskiego głównego technologicznego centrum nominuję Los Angeles. Coraz częściej zastanawiam się, czy pozycja Bay Area jest naprawdę bezpieczna.

Rozważmy najpierw zalety okolic Los Angeles. Mają wspaniałą pogodę – wyższe temperatury i lepsze nasłonecznienie od San Francisco. Oraz dużą bazę talentów. To drugie największe miasto w USA, z wieloma miłymi dzielnicami do zamieszkania (niektóre wschodnie są nawet niedrogie). Ma nawet metro, chociaż słabo rozwinięte. Twierdzę, że posiada lepszą kuchnię i oczywiście znacznie większą i bardziej zróżnicowaną scenę rozrywkową. Można rozsądnie wywnioskować, że najlepsze talenty wolałyby żyć w Los Angeles niż w Bay Area.

Kalifornia Południowa stworzyła już kilka ważnych startupów, w tym Snapa, Space X i Tindera. Nie, nie osiągnęły one tak wpływowej pozycji jak Google czy Facebook, ale pokazały, że może się tu rozwijać technologiczna scena. Caltech, USC czy UCLA nie dorównują Stanfordowi, ale pomimo tego stanowią potężną bazę talentów, a Stanford nie jest od nich bardzo oddalony.

Reklama

Jak technologiczna scena Los Angeles może się jeszcze bardziej rozwinąć? Wyobraźmy sobie, że wirtualna rzeczywistość jest „kolejnym wielkim przełomem” technologicznym, a grywalizacja niemalże wszystkiego, w tym edukacji, przebiega szybko. Może to zaburzyć równowagę sił w kierunku wzmocnienia roli ekspertyzy z zakresu rozrywki i projektowania (powiązanych z twórczością), czyli innymi słowy – wzrostu pośredniej roli tych dziedzin dla technologii. Zjawisko to może faworyzować kulturę Los Angeles i Hollywood. Kalifornia Południowa ma również duże doświadczenie w negocjowaniu lotniczych i wojskowych kontraktów, czyli dwóch obszarach, efektem ubocznym działania których może być powstanie kolejnych boomów technologicznych, zwłaszcza jeśli będą dotyczyły branży transportowej. Region ten pozostaje także wiodącym amerykańskim ośrodkiem produkcyjnym, który również może stać się źródłem przyszłych synergii.

Mało prawdopodobne jest oczywiście, że Google, Facebook czy Apple opuszczą Bay Area. Jednak w pewnej czasowej perspektywie stracą one swoje relatywne znaczenie. Mogą stać się statycznymi firmami, które nie wprowadzają innowacji, lub mogą ucierpieć na skutek prawnych i regulacyjnych nacisków i kar. Może to otworzyć Kalifornii Południowej drzwi do stania się liderem nowej generacji firm technologicznych.

Ogromną przewagą Kalifornii Południowej nad Nowym Jorkiem czy Austin (stan Teksas) jest po prostu to, że sąsiaduje z Kalifornią Północną. Jeśli chcesz zorganizować spotkanie z potentatami Doliny Krzemowej, lub zwabić talenty, region Los Angeles jest całkiem dobrą operacyjną bazą pod względem bliskości i łatwości dostępu.

Północna Karolina miała jedną oryginalną przewagę nad Południową jako centrum wolnego myślenia, a tym samym centrum technologiczne. Wróćmy do Haight-Ashbury, lat 60., bitników, LSD i Whole Earth Catalog, ruchu psychodelicznego, bohemy i kultury gejów San Francisco. Wytworzyły one klimat buntu, który przyczynił się do narodzin komputera osobistego i powstania dużego ruchu nonkonformistycznych hipisów, często pracujących w swoich przysłowiowych garażach.

Jednak te kulturowe korzenie niemalże zanikły, dzisiaj San Francisco i Bay Area są lepiej znane z politycznej poprawności i konformistycznej kultury besztania i grupowego myślenia. Nie może to dobrze wpłynąć w długiej perspektywie na kreatywność regionu.

Uliczne korki to duży problem Los Angeles, ale to samo dotyczy San Francisco, gdzie z roku na rok jest coraz gorzej. Niedocenianą przewagą Kalifornii Południowej jest to, że podróże na tamtejszych powierzchniowych drogach są bardziej przewidywalne (nawet jeśli wolniejsze) niż na autostradach. W każdym razie niektóre firmy technologiczne z Los Angeles koncentrują swoją działalność na obszarze pomiędzy LAX i Santa Monica, aby uzyskać (stosunkowo) łatwy dostęp do siebie. Możecie sobie wyobrazić, jak inne firmy przenoszą się coraz bardziej na południe i wschód, by cieszyć się różnorodnymi intelektualnymi mikroklimatami oraz (być może) większymi przestrzeniami i tańszymi czynszami.

Och, czy wspominałem, że Peter Thiel przeniósł w zeszłym roku swoje działalności do Los Angeles? Thiel, inwestor kapitału wysokiego ryzyka, który był jednym ze współzałożycieli PayPala, pomógł w odkryciu i rozwoju Marka Zuckerberga, Reida Hofmanna i Elona Muska. Był także jednym z pierwszych biznesowych liderów, którzy rozpoznali duże znaczenie Donalda Trumpa.

Nie sprzedałem jeszcze pomysłu wyparcia Bay Area przez Los Angeles. Dostrzegam jednak coraz więcej oznak, że sprawy pójdą w tym kierunku.

>>> Polecamy: Wie więcej od Kremla. Yandex kontroluje dane 75 proc. Rosjan