Prezydent USA Donald Trump poinformował w czwartek, że wprowadzi cła na stal i aluminium. Zapowiedź wstrząsnęła giełdami, a wdrożenie projektu może wywołać wojnę handlową i spowodować utratę miejsc pracy w USA - komentuje w piątek "Economist".

Decyzja prezydenta, która oficjalnie ma na celu ochronę bezpieczeństwa narodowego USA, może być korzystna dla pracowników niektórych amerykańskich hut; w istocie światowa nadpodaż zarówno stali, jak i aluminium spowodowała spadki cen obu metali.

Jednak od pracowników hut znacznie liczniejsi są Amerykanie zatrudnieni w sektorach, które "konsumują stal". Wzrost cen produkcji samochodów, urządzeń do klimatyzacji, lodówek czy nawet puszek do piwa zostanie przerzucony przez producentów na nabywców. A jeśli spowoduje to spadek popytu, to producenci zaczną redukować zatrudnienie - tak brytyjski tygodnik opisuje ewentualne konsekwencje decyzji Trumpa o wprowadzeniu taryf celnych.

Nie jest to nawet dobra polityka wewnętrzna - kontynuuje "Economist" i przytacza wypowiedź szefa senackiej komisji finansów Orrina Hatcha, który powiedział w czwartek: "taryfy na stal i aluminium są jak podwyżka podatków dla Amerykanów, której ludzie nie potrzebują i na którą nie mogą sobie pozwolić".

>>> Czytaj też: Trump: "Wojny handlowe są dobre i łatwe do wygrania"

Reklama

W polityce zagranicznej decyzja Trumpa będzie miała "katastrofalne skutki", zwłaszcza dla takich krajów jak Kanada, Meksyk i Korea Południowa, a ponieważ zgodnie z przepisami Światowej Organizacji Handlu (WTO) należące do niej kraje nie mogą wprowadzać nowych ceł, więc państwa, które ucierpią z powodu decyzji Trumpa, mogą pozwać USA i spodziewać się, że sprawę tę wygrają - wyjaśnia "Economist".

Inne państwa mogą wprowadzić własne, odwetowe taryfy, nie czekając na decyzję WTO. Kanada, Meksyk, Unia Europejska zapowiedziały "stanowcze reakcje" na amerykańskie taryfy.

Francuski minister gospodarki Bruno Le Maire ostrzegł, że "w wojnie handlowej" między Europą i Stanami Zjednoczonymi "będą wyłącznie przegrani"; Le Maire powiedział też dziennikarzom, że podjęte przez USA "kroki sa nie do zaakceptowania, będą miały bowiem duży wpływ na europejską gospodarkę i takie francuskie firmy jak Vallourec i Arcelor (Mittal)".

Zapowiedział też, że Francja przygotowuje "skoordynowaną z UE (...) zdecydowaną odpowiedź" na decyzję USA, a przy doborze retorsji "wszystkie opcje są na stole".

Tygodnik przypomina, że amerykański przemysł metalurgiczny od dawna lobbował w nadziei na uzyskanie ochrony. Jednak sposób, w jaki podniesienie ceł zostało zapowiedziane, radykalny wymiar taryf oraz zagrożenie, jakie stanowią one dla światowego handlu, opartego na przepisach WTO, jest zupełnie nową jakością - ocenia "Economist".

Zapowiedź ta zdaniem francuskiego dziennika finansowego "Les Echos" miała "efekt bomby" i spowodowała zdecydowane spadki na giełdach.

Trump powiedział w czwartek, że wprowadzi cła w przyszłym tygodniu; import stali ma być objęty podatkiem w wysokości 25 proc., a aluminium - 10 proc.

Prezydent powołał się na przepis z 1962 roku - a więc z lat zimnej wojny - który pozwala mu na ograniczenie importu i nałożenie nieograniczonych ceł, jeśli przemawia za tym bezpieczeństwo narodowe.

Japoński minister handlu i przemysłu Hiroshige Seko powiedział w piątek, że nie rozumie, w jaki sposób import z Japonii, która jest sojusznikiem Ameryki, mógłby mieć negatywny wpływ na bezpieczeństwo narodowe USA.

>>> Czytaj też: Stoimy u progu regularnej wojny handlowej? Na decyzję Trumpa ws. ceł zareagował prawie cały świat