Po zakończeniu upływającej w tym roku czteroletniej kadencji dotychczasowej dyrektor generalnej UNESCO (Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Oświaty, Nauki i Kultury) Iriny Bokowej Francja chciałaby widzieć na czele tej instytucji swą byłą minister kultury Audrey Azoulay. Siedziba UNESCO mieści się w Paryżu.

Według francuskich źródeł dyplomatycznych decyzja Waszyngtonu "ma dodatkowe znaczenie" dla francuskiej kandydatury, gdyż "w tym kryzysowym momencie ranga Francji na arenie międzynarodowej może zapobiec pozbawieniu znaczenia tej tak ważnej instytucji".

Od poniedziałku nie udaje się wyłonić następcy Bokowej. Do końcowego etapu wyboru nowego szefa UNESCO przeszedł tylko kandydat Kataru, a kolejna, piątkowa, runda głosowania pokaże, czy konkurować z nim będzie Egipcjanin, czy też kandydatka Francji.

Choć wszyscy przyznają, że decyzja Stanów Zjednoczonych, które od roku 2011, przestały płacić składki należne UNESCO, nie jest niespodzianką, to - jak podkreśla dziennik ekonomiczny "Les Echos" - "jest to ciężki cios dla agencji ONZ, mającej trudności finansowe i wybierającej nowego szefa".

Reklama

"Zaległe składki USA przekraczają pół miliarda dolarów i (amerykański sekretarz stanu Rex) Tillerson chce powstrzymać ten finansowy krwotok. Ponadto UNESCO jeszcze bardziej się pogrążyło, wpisując w tym roku na listę dziedzictwa palestyńskie miasto Hebron" - wyjaśnia w piątek waszyngtoński korespondent dziennika "Le Figaro" Philippe Gelie.

W czwartek wieczorem były stały delegat Francji przy UNESCO Daniel Rondeau uznał w rozmowie z radiem France Info, że decyzja Waszyngtonu jest "katastrofalna nie tylko dla UNESCO, ale również dla USA". Przypominając, że "Amerykanie nigdy nie pogodzili się z przyjęciem Palestyny do UNESCO w 2011 r.", formalne zerwanie z tą oenzetowską agencją francuski dyplomata nazwał "bardzo ciężkim" ciosem w "samą naturę UNESCO, czyli jej uniwersalny charakter oraz w multilateralizm".

W radiowej debacie dziennikarze tygodnika "L’Obs" i gazety "Liberation", oskarżali prezydenta USA Donalda Trumpa o "unilateralizm".

Francuski filozof Roger-Pol Droit powrócił w wywiadzie radiowym do rezolucji UNESCO z 2016 r., w której instytucja wzywała "do ochrony palestyńskiego dziedzictwa w Jerozolimie Wschodniej". W rezolucji Ściana Płaczu występuje wyłącznie jako Al-Buraq, a Wzgórze Świątynne pod nazwą Al-Haram asz-Szarif (Esplanada Meczetów). "Ta rezolucja brała pod uwagę jedynie muzułmański punkt widzenia, nie troszcząc się ani o żydów, ani o chrześcijan. Jej przyjęcie jest więc czymś szokującym, zarówno z punktu widzenia religii, jak i kultury i historii" - tłumaczył filozof.

Przeciw tej rezolucji głosowały: Estonia, Holandia, Litwa, Niemcy, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Poparła ją Francja, co wywołało protesty i manifestację około trzech tysięcy osób, głównie żydów, przed siedzibą MSZ w Paryżu.

>>> Czytaj też: Prezydent Chin jest najpotężniejszym człowiekiem świata. Dzięki słabości Trumpa