Teoria domina – idea, w myśl której niepowodzenia mogą się szybko i w katastroficzny sposób rozprzestrzeniać – jest jedną z najbardziej kontrowersyjnych idei w amerykańskiej polityce zagranicznej. Choć wiele osób kierowało się nią w czasie trwającej pół wieku zimnej wojny, to została ona odrzucona przez wielu historyków tego konfliktu. Ale rocznica wybuchu Wojny koreańskiej, która rozpoczęła się 70 lat temu, przypomina nam, że teoria domina jest zakorzeniona w kluczowych realiach stosunków międzynarodowych. I przypomina nam również, że dynamika domina może wpłynąć na dzisiejszą rywalizację pomiędzy USA a Chinami.

Teoria domina stała się niesławna przez wojnę w Wietnamie, którą USA stoczyły częściowo po to, aby zapobiec upadkowi innych krajów Azji Południowo-Wschodniej. Prezydent Dwight D. Eisenhower ukuł to określenie w 1954 roku przy okazji wyjaśniania, dlaczego utrata Indochin byłaby katastrofalna w skutkach: „Masz ustawiony rząd kostek domina. Jeśli uderzy się w pierwszą kostkę, to przeniesie się to na kolejne bardzo szybko”. Poza wojną w Wietnamie, idea, że jedna porażka może pociągnąć za sobą następne, była wszechobecna podczas całej zimnej wojny.

Podstawowym powodem, dla którego prezydent Harry Truman pomógł w 1947 roku Grecji i Turcji, była obawa o to, że inne części Bliskiego Wschodu i Europy nie zdołałyby powstrzymać sowieckiej presji lub działań ze strony komunistów. Wojnę w Korei stoczono w oparciu o te same założenia. Jeśli USA nie udałoby się obronić Korei Południowej, w efekcie doszłoby do demoralizacji i neutralności Japonii i państw Europy Zachodniej. W latach 80. XX wieku USA prowadziły trwającą dekadę ukrytą wojnę w Nikaragui, której celem było uniknięcie rozlania się czerwonej rewolucji na inne państwa Ameryki Środkowej. Amerykańscy politycy uważali, że równowaga sił była wówczas delikatna i nawet niewielkie „pęknięcia” mogły doprowadzić do poważnych zmian.

Ci, którzy cofają się do tamtej epoki, postrzegają teorię domina jako formę niechlujnego myślenia strategicznego lub jako przejaw zimnowojennej histerii. Niemniej strach przed ruszającymi się kostkami domina nie jest bezzasadny i sytuacja w Korei pokazuje, dlaczego.

Reklama

Otóż pomimo, że rzadko pamiętamy to w ten sposób, to wojna koreańska była w istocie częścią mini-efektu domino. W 1949 roku komuniści pod wodzą Mao Zedonga wygrali wojnę domową w Chinach. Doprowadziło to do intensyfikacji rebelii Ho Chi Minha w Indochinach, którą reżim Mao mógł już wspierać. Pomogło to również rozpocząć wojnę w Korei, ponieważ północnokoreański przywódca Kim Ir Sen uzyskał wsparcie chińskiego rządu i dostał zielone światło od Józefa Stalina. Postępy komunistów w jednej części świata wzmagały postępy w innych.

Istniały także mini-efekty domina w innych miejscach. Gdy Wietnam upadł w 1975 roku, miało to wpływ na Laos i Kambodżę. Sowieci zaostrzyli kurs na globalnych peryferiach, m.in. w takich miejscach, jak Angola. Amerykańscy sojusznicy w Azji Południowo-Wschodniej mieli wątpliwości, czy Ameryce uda się utrzymać władzę.

W Ameryce Łacińskiej kubańska rewolucja z 1959 roku sprawiła, że podobne powstania wybuchały w innych krajach regionu, po części dzięki pomocy i inspiracji Fidela Castro.

Dwie dekady później zwycięstwo sandinistów w Nikaragui nie było bezpośrednią przyczyną rewolucji w Gwatemali i Salwadorze, ale doprowadziło do zwiększenia przemocy w tych krajach. Rząd w Nikaragui umożliwił powstanie logistycznego hubu dla innych rewolucji w Ameryce Środkowej.

Jak pokazują powyższe przykłady, przejęcie władzy przez komunistów w jednym kraju może zwiększyć presję na kraje sąsiednie poprzez akcje wywrotowe lub wsparcie dla bezpośredniej agresji. Teoria domina w prosty sposób odzwierciedlała psychologiczne i geopolityczne realia współzależnego świata. Najprawdopodobniej nie doszło do efektu domina na wielką skalę głównie dlatego, że USA i ich sojusznicy tak dużo energii zainwestowali w utrzymanie swoich pozycji, tak jak Waszyngton zrobił to w Korei w 1950 roku.

Takie interwencje nie zawsze były rozsądne. Amerykańska wojna w Wietnamie mogła dać sporo czasu innym krajom w Azji Południowo-Wschodniej, ale cena, jaką zapłaciła za to Ameryka, była astronomiczna.

Losy wojny w Korei także potoczyły się w niewłaściwym kierunku. Otóż próba wyzwolenia Korei Północnej przez administrację Trumana sprowokowała chińską interwencję. Efekt domina był realny, ale kwestia tego, jak zareagować, wymagała pogłębionej i dobrej oceny.

Kwestia Tajwanu

Strategowie nowej zimnej wojny powinni być bardzo ostrożni. Co prawda Chiny nie są na drodze do podoboju swoich sąsiadów, nie wymagają też lojalności od partii komunistycznych na całym świecie, jak robili to Sowieci, ale wciąż istnieje duża przestrzeń dla efektu domina, co może mieć wpływ na kluczowe obszary rywalizacji.

Dobrym przykładem jest Tajwan. Wyspa ta zajmuje bardzo dziwne miejsce w amerykańskiej polityce. Z jednej strony Waszyngton nie uznaje Tajwanu za państwo, ale z drugiej podjął niejednoznaczne zobowiązanie do jej obrony przed chińską agresją. Niektórzy prominenti analitycy zasugerowali niedawno, że pozwolenie Pekinowi na wchłodznięcie „zbuntowanej prowincji” usunęłoby główny powód napięć w stosunkach USA z Chinami. Pomijając już moralne implikacje takiej decyzji, to geopolityczne konsekwencje byłby straszliwe.

Otóż jeśli Chiny przejęłyby kontrolę nad Tajwanem, to fakt taki podważyłby amerykańską strategię w całym regionie. Sporne wyspy Riukiu stałyby się dla Japonii o wiele trudniejsze do obrony. Chiny zaś miałyby łatwiejszą drogę na otwarty Pacyfik.

Co więcej, w wyniki zajęcia Tajwanu przez Chiny znacząco pogorszyłaby się sytuacja dyplomatyczna innych państw zależnych od amerykańskiej siły. Oczywiście Pekin nie byłby w stanie sięgnąć po resztę obszaru Azji i Pacyfiku nawet wtedy, gdyby tego chciał. Niemniej utrata kluczowej dla USA pozycji wystawiłaby innych na zagrożenie.

Technologia

Coś podobnego mogłoby się stać w królestwie technologii. Obecnie różne kraje świata przy okazji podejmowania decyzji o dostawcy technologii 5G biorą pod uwagę nie tylko aspekty gospodarcze oraz te związane z bezpieczeństwem, ale także kalkulują, czy czy Stanom Zjednoczonym uda się powstrzymać Huawei. Im więcej krajów, szczególnie tych rozwiniętych, będzie pozwalało Huawei budować swoje sieci 5G, w tym większym stopniu państwa te będą niechętne ponoszeniu kosztów związanych z szukaniem alternatyw dla chińskiej firmy i radzeniem sobie z niezadowoleniem Pekinu.

Mówiąc bardziej ogólnie, im bardziej kraje regionu Azji i Pacyfiku lub jakiekolwiek inne państwa będą uznawać, że USA przegrywają w rywalizacji z Chinami, to tym mniej będą skłonne do ponoszenia kosztów sprzeciwiania się Państwu Środka. Jeśli straty pojawią się w kilku miejscach, to w wielu innych ludzie uznają, że USA już nie mogą wygrać.

Nie oznacza to, że USA powinny teraz podjąć rywalizacji z Chinami wszędzie, tak samo, jak nie byłoby ostrożne prowadzenie pełnowymiarowych walk lądowych w Wietnamie. Poza tym pewne miejsca nie liczą się aż tak bardzo – w końcu zwycięstwo Sowietów w Angoli nie sprawiło, że Moskwa zbliżyła się do zwycięstwa w ramach zimnej wojny. Tak samo uzyskanie przez Chiny wpływu w kilku skorumpowanych krajach Azji Centralnej lub Afryki Subsaharyjskiej nie pomoże w wielkim stopniu Państwu Środka w dłuższej perspektywie. Niemniej globalna rywalizacja uwypukla naturę wzajemnych powiązań środowiska strategicznego i przypomina nam, że to co dzieje się w jednym kraju, niekoniecznie musi zostać tylko tam.