Zmiana ta, choć mocno zaskakująca, ma sens w kontekście unikalnych zmian behawioralnych wywołanych przez pandemię koronawirusa. Jest to trend, który dopóki życie z Covid-19 drastycznie zmienia naszą codzienność, raczej będzie się nasilać. Ale równie dobrze może się gwałtownie odwrócić, gdy wszystko wróci do normy, pisze Conor Sen w opinii dla bloomberg.com.

W marcu i kwietniu wiele budów zostało zamkniętych. Doprowadziło do ograniczenia podaży nowych domów przez kilka następnych miesięcy. Część właściciele domów, którzy zwykle wystawiali swoje domy na sprzedaż w szczytowym sezonie wiosennym, wstrzymało wówczas swoje oferty, albo zupełnie wycofało się ze swoich planów przeprowadzkowych z powodu pandemii. Dodatkowo obowiązujące obecnie moratorium rządowe na zajmowanie obciążonej nieruchomości oznacza, że ​​w tej chwili w Stanach Zjednoczonych nie dokonuje się eksmisji, czyli na rynek nie trafiają dodatkowe mieszkania, ani domy. Z drugiej strony wzrósł popyt na zakup nieruchomości, najprawdopodobniej wygenerowany przez najemców, którzy skuszeni niskimi kosztami kredytów hipotecznych zmieniali swoje plany mieszkaniowe. Połączenie tych kilku elementów doprowadziło do nierównowagi na rynku nieruchomości, a ta spowodowała wzrost cen, pisze Conor Sen.

Staje się oczywiste, że najmocniej zmniejszenie cen wynajmu odczuły rynki o najwyższych kosztach, czyli San Francisco, Los Angeles i Seattle. Również Manhattan wykazuje oznaki osłabienia. To, co się dzieje na tych rynkach, jest prawdopodobnie związane ze zmian rynkowymi spowodowanymi przez pandemię, demografię i koszty. Amerykanie w trakcie pandemii okazali się być bardzo mobilnym narodem. Wykształceni pracownicy z branż o wysokich wynagrodzeniach, takich jak technologie czy finanse, mają większe możliwości pracy z domu w czasie pandemii niż słabiej opłacani pracownicy usług, handlu detalicznego i hotelarstwa, uważa Conor Sen. Dlatego wielu z nich zaczęło opuszczać drogie centra miast - pracując w systemie home office mogą wykonywać swoją pracę z dowolnego miejsca, w tym z dala od drogich rynków wynajmu w drogich miastach.

Drożyzna w miastach wynika przede wszystkim z tego, że w ciągu ostatniej dekady budownictwo miejskie było przede wszystkim nakierowane na tworzenie luksusowych apartamentów typu studio, apartamentów z jedną sypialnią i mieszkań z dwiema sypialniami, które powstawały z myślą o młodych, bezdzietnych, dobrze opłacanych wykształconych pracownikach. Atrakcyjność tych osiedli polegała na stworzeniu środowiska, w którym zabawa jest równie ważna jak praca, twierdzi Conor Sen.

Reklama

Kolejną ważną kwestią jest to, że pandemia zmusiła ludzi do pracy z domu.Dzięki temu odpadał im poważny problem codziennych dojazdów i powrotów z biura. A w czasach gdy bary i restauracje są zamknięte lub działają w sposób ograniczony, mieszkanie w tych rejonach przestało być takie pociągające. Lockdown odciął wszystkich od dodatkowych usług i pokazał wielu ludziom, że mogą bez nich żyć. Dlatego kiedy wygasają umowy najmu mieszkań, niektórym najemcom bardziej opłaca się oddać swoje rzeczy do przechowywania i przenieść się z powrotem do rodziców lub zamieszkać wspólnie z przyjaciółmi. Dzięki temu w czasie kwarantanny nie tylko utrzymują więcej kontaktów towarzyskich, ale też oszczędzają pieniądze.

Na razie duża niestabilność na rynku pracy powoduje, że nikt nie wie, kiedy pracownicy umysłowi wrócą do biur, albo kiedy nadejdzie nowa runda zwolnień. Dlatego wielu uważa, że warto pozostawić sobie otwarte opcje, a nie być tylko uwiązanym roczną umowa najmu do drogiego mieszkania w centrum miasta.

Najprawdopodobniej kryzys pandemiczny dobiegnie końca dopiero w przyszłym roku. Gdy już to nastąpi, najprawdopodobniej będziemy świadkami gwałtownego odwrócenia się części tegorocznych trendów. Być może wiele domów trafi na rynek tuż po zakończeniu moratorium na eksmisje, a niedoszli sprzedawcy zdecydują się zgłosić do biur obrotu nieruchomościami domy, w których mieszkali podczas lockdownu. To może zatrzymać, a nawet doprowadzić do spadku cen domów poniżej poziomu notowanego w 2020 roku. A jeśli pracodawcy kiedykolwiek wezwą z powrotem pracowników umysłowych do biur, ludzie ponownie zaczną wracać do drogich miast i będą próbowali znaleźć w nich mieszkanie, co spowoduje ponowny wzrost czynszów najemczych. Na razie jednak różnica między ceną zakupu mieszkania, a jego wynajęciem nadal będzie się zwiększać, ponieważ podaż domów na sprzedaż w USA pozostaje na historycznie niskim poziomie, a najemcy decydują się nie przedłużać umów najmu.