Amerykanie lubują się w nazywaniu najważniejszych ustaw akronimami, które coś znaczą. Tak też było w przypadku tej decyzji Kongresu – uchwalono ją pod koniec marca jako CARES (ang. care – opieka) – Coronavirus Aid, Relief and Economic Security Act (koronawirusowa ustawa o pomocy, odciążeniu i bezpieczeństwie ekonomicznym).
Jak to w prawdziwym życiu bywa, CARES była polityczną i ekonomiczną hybrydą – w uzasadnieniach jej wprowadzenia mieszały się ideologiczne i pragmatyczne argumenty najróżniejszej natury. Ekonomiczni konserwatyści przekonywali, że mamy do czynienia z „jednorazową zapomogą państwa” przyznaną w trudnym momencie. Ale broń Boże nie jest to nowy program socjalny. Drugi argument był bardziej keynesowski – pieniądze miały służyć do stymulowania gospodarki w czasie lockdownu. Nowatorstwo CARES polegało na tym, że strumień publicznych pieniędzy skierowano nie do banków czy firm – lecz bezpośrednio do obywateli.
Zwolennicy rozwiązań w stylu bezwarunkowego dochodu podstawowego nie mogli być jednak do końca usatysfakcjonowani. Bo trumpowe czeki trafiały przecież do grupy ograniczonej kryterium dochodowym. To przesądza z kolei o tym, że CARES nie leży w interesie klasy średniej – w politycznej praktyce nie ma więc szans, by stać się programem długofalowym.
Treść całego artykułu można przeczytać w weekendowym wydaniu DGP.
Reklama