Od grudnia 2009 roku do grudnia 2016 roku stopa bezrobocia w USA spadła o 5,2 punktu procentowego, z 9,9 proc. do 4,7 proc. W grudniu 2019 roku zanotowano kolejny spadek liczby osób pozostających bez pracy, tym razem o 1,2 punktu procentowego, do poziomu 3,5 proc. Na pierwszy rzut oka powyższe dane sugerują, że ​​poprawa sytuacji na rynku pracy pod rządami administracji Trumpa była w najlepszym przypadku kontynuacją trendu, który rozpoczął się prawie dekadę wcześniej.

Dlatego ważne jest umieszczenie tych informacji w amerykańskich realiach. W 2016 roku urzędnicy Departamentu Skarbu i Rezerwy Federalnej uznali, że gospodarka USA osiągnęła pełne zatrudnienie i mało prawdopodobna jest dalsza poprawa sytuacji na rynku pracy. Według ówczesnych opinii Biura Budżetowego Kongresu dalsze spadki stopy bezrobocia mogłyby jedynie zakłócić rozwój gospodarczy Stanów Zjednoczonych.

Po objęciu urzędu Trump zignorował ten konsensus i wdrożył własny program obniżek podatków, wzrostu wydatków i bezprecedensowej presji na Fed, aby ten obniżył i utrzymał stopy procentowe na zerowym poziomie. Cel Trumpa, jakim był 3-procentowy wzrost gospodarczy, został wówczas uznany za pobożne życzenia. Dodatkowo Republikanie i Demokraci uznali jego politykę za lekkomyślną i nieodpowiedzialną.

Reklama

Mimo to stopa bezrobocia nadal spadała, a odsetek Amerykanów w wieku od 25 do 54 lat, zatrudnionych lub poszukujących pracy, odnotował swój pierwszy trwały wzrost od późnych lat osiemdziesiątych. I to był czynnik, który zmienił charakter rynku pracy w USA.

Za Trumpa dochody rodzin wzrosły

W 2016 roku rzeczywisty średni dochód gospodarstwa domowego wynosił 62 898 USD, czyli zaledwie o 257 USD więcej niż 1999 roku. W ciągu następnych trzech lat wzrósł o prawie 6000 USD do 68 703 USD. Być może dlatego, pomimo pandemii, 56 proc. ankietowanych w USA wyborców stwierdziło w zeszłym miesiącu, że ich rodziny są dziś w lepszej sytuacji niż cztery lata temu.

Kluczem do rozwiązania zagadki sukcesu Trumpa jest szeroko zakrojony przez niego plan działań. Republikańscy prezydenci zazwyczaj skupiali się na obniżkach podatków, zwłaszcza tych dla przedsiębiorstw. Uważali, że zachęcą je w ten sposób do zwiększenia inwestycji i płac. Demokraci natomiast zwiększali wydatki federalne mając nadzieję, że pobudzą one całą gospodarkę i zwiększą wzrost zatrudnienia. Prezydenci obu partii tradycyjnie pozostawiali kształtowanie polityki stóp procentowych Fedowi.

Trump walcząc agresywnie na wszystkich tych trzech frontach przełamał stare schematy. Przy okazji starał się również zwiększyć zatrudnienie w przemyśle wytwórczym i rolnictwie, prowadząc przy tym szereg wojen handlowych. Większość ekonomistów z całego spektrum ideologicznego uważa, że ​​te wojny przyniosły więcej strat niż zysków. Niemniej jednak, gdyby trzeba było wybierać między prowadzoną przez Trumpa polityką ekonomiczną i wojnami handlowymi, a spokojniejszą polityką gospodarczą jego poprzedników, bardziej oczywistym wyborem staje się Trump, pisze Smith.

Idealnie byłoby, gdyby administracja Bidena - która wydaje się coraz bardziej prawdopodobna - utrzymałaby kierunek wyznaczony przez stymulujące wzrost gospodarczy działania Trumpa i jednocześnie wygasiła "wojenne" inicjatywy handlowe swojego poprzednika. Kluczowe jest jednak to, że Biden nie wierzy we własną retorykę wyborczą i usatysfakcjonuje go jedynie powrót do polityki realizowanej przez administrację Obamy. Natomiast Trump udowodnił, że agresywna polityka wzrostu może poprawić losy przeciętnej amerykańskiej rodziny. Ta strategia powinna być kontynuowana.