O tym, że wybory zostały sfałszowane można było w Waszyngtonie usłyszeć od sobotniego poranka. Centrum miasta opanowane było przez tysiące zwolenników Trumpa, którzy skandowali: "Zatrzymać oszustwo", "Żądamy uczciwych wyborów" czy "Fałszywe media". Z samochodów obwieszonych flagami USA oraz kampanii Republikanina głośno puszczane były patriotyczne piosenki w stylu country oraz hity pop z listy odtwarzanej na wiecach prezydenta.

To głównie przyjezdni spoza aglomeracji amerykańskiej stolicy. Rzadko można było dostrzec stołeczne rejestracje, ale tych z Ohio, Wirginii, Pensylwanii czy New Jersey było dużo.

Zgromadzeni na marszu są przekonani o powszechnych wyborczych oszustwach i z oburzeniem relacjonują sobie nawzajem przebieg wyborów w swoich stanach. "U mnie w Michigan w środku nocy głosy zwożono ciężarówkami. Oszustwa były zawsze, w tym roku było o nie jednak znacznie łatwiej ze względu na rozszerzone głosowanie korespondencyjne" - powiedziała PAP Abby, która przybyła do Waszyngtonu aż spod Detroit.

Stojący obok niej starszy mężczyzna, który przyjechał z Ohio, ma wciąż nadzieję, że to Trump okaże się wyborczym wygranym. "Sprawa skończy się w Sądzie Najwyższym. Według mnie w Pensylwanii i Michigan udowodnimy oszustwa i w końcu wyjdzie, że wygraliśmy w nich" - przekonuje PAP.

Reklama

Główny marsz rozpoczął się w południe na Freedom Plaza w pobliżu Białego Domu. W morzu flag oraz transparentów tysiące ludzie ruszyło Pennsylvania Avenue pod Sąd Najwyższy. Po drodze tłum oklaskiwał waszyngtońskich policjantów, dziękując im za służbę.

Wśród większości uczestników marszu, mimo politycznego wzburzenia, panuje wesoła atmosfera. Sympatycy prezydenta pozdrawiają się i robią sobie zdjęcia; furorę robią maski z podobizną Trumpa, czy np. mężczyzna ubrany w garnitur ze wzorem muru. Dominują osoby o białym kolorze skóry, ale obecni są także Azjaci, Latynosi czy nieliczni Afroamerykanie. Częsty widok to wielopokoleniowe rodziny.

Na transparentach, oprócz haseł popierających Trumpa, dominują te antyaborcyjne, antysocjalistyczne oraz krytykujące polityków Demokratów, w tym Joe Bidena. W tłumie powiewają także pojedyncze tęczowe flagi LGBT czy ruchu "Kobiety dla Trumpa". U mężczyzn popularny jest motyw militarny; niektórzy - w tym członkowie organizacji Proud Boys - mają na sobie kuloodporne kamizelki.

Burmistrz Waszyngtonu Muriel Bowser przypominała przed manifestacją, że w mieście są ostrzejsze przepisy dotyczące noszenia broni palnej niż w niektórych amerykańskich stanach. Należy mieć na nią zezwolenie, zakazywane jest też jej pokazywanie publicznie, a w magazynku można mieć maksymalnie 10 sztuk amunicji.

W okolicy Sądu Najwyższego zgromadzili się w sobotę przeciwnicy prezydenta Trumpa. Stołeczna policja obawia się, że po zmroku w amerykańskiej stolicy może dojść do starć na tle politycznym.

Agencja AP i inne amerykańskie media ogłosiły 7 listopada, że Demokrata Joe Biden wygrał wybory prezydenckie, oceniając, że pozostałe do zliczenia głosy matematycznie nie mogą już zmienić rezultatu wyborów.

Trump nie uznał swojej porażki; oskarża Demokratów o wyborcze fałszerstwa, a jego obóz składa i zapowiada kolejne sądowe pozwy. Władze stanowe nie potwierdzają żadnych dowodów na powszechne oszustwa wyborcze.

Starcia w Waszyngtonie; co najmniej 20 osób aresztowanych

Przez amerykańską stolicę w sobotę przeszedł marsz poparcia dla Trumpa. Za dnia policja nie informowała o żadnych poważniejszych incydentach, pod wieczór i w nocy atmosfera stała się napięta i dochodziło do starć między sympatykami i przeciwnikami prezydenta.

"Gdy zapadła ciemność, kontrmanifestanci wywołali więcej chaosu, nękając stronników Trumpa, kradnąc czerwone czapeczki oraz flagi i podpalając je" - relacjonuje "Washington Post". W niektórych restauracjach, gdzie stołowali się zwolennicy prezydenta, przewracano stoliki i wrzucano do nich fajerwerki.

Przed Białym Domem nad żółtym napisem "Black Lives Matter" na asfalcie manifestujący rozciągnęli w wyrazie wsparcia dla policjantów flagę z napisem "Blue Lives Matter". Niektórzy ze stronników przywódcy USA zrywali antyrasistowskie i antyprezydenckie plakaty, zawieszone na ogrodzeniu przed Białym Domem.

O godzinie 22 czasu lokalnego władze miejskie poinformowały o 20 aresztowanych, dwóch rannych policjantach oraz jednym mężczyźnie ranionym nożem. Kolejny komunikat ma zostać wydany nad ranem w niedzielę.

Do największego starcia doszło ok. godz. 20, kilka bloków na wschód od Białego Domu. "Washington Post" pisze, że po stronie zwolenników prezydenta w ruch poszły policyjne pałki, a po obu stronach pojawiła się krew.

Na ulicach Waszyngtonu w sobotę widoczni byli członkowie paramilitarnej organizacji Proud Boys, opisywanej przez agencję Associated Press jako "neofaszystowska grupa znana z bójek z ideologicznymi przeciwnikami". Późnym wieczorem około setka z nich zgromadziła się przed hotelem Willard InterContinental. Wnoszono okrzyki "USA" oraz potępiające Antifę i telewizję Fox News.

Jeszcze po północy czasu lokalnego przez centrum przechodziła grupa kilkudziesięciu osób, niosąca wielką flagę z nazwiskiem Trumpa. Po drodze niszczono transparenty "Black Lives Matter". "Nasze ulice", "Przyszliście na przedmieścia, my przyszliśmy do was" - wznoszono okrzyki, nawiązujące do gwałtownych antyrasistowskich protestów, które przeszły przez amerykańskie miasta na wiosnę.

W zdominowanym przez Demokratów mieście przyjezdni wyborcy Trumpa nie spotykali się w sobotę z miłym odbiorem mieszkańców. "Wynoście się z naszego miasta", "Jesteście przegranymi" - rzucano często w ich kierunku.