Moskiewski dziennik podkreśla, że wśród nominacji na kluczowe urzędy w administracji Bidena, które zostaną oficjalnie ogłoszone we wtorek, nie znalazło się nazwisko Susan Rice, co "wiele osób w Moskwie przyjęło z ulgą". Jeden z urzędników rosyjskich powiedział gazecie, że "Rosja nie oczekuje specjalnie niczego dobrego od nowej administracji USA, ale gdyby trzeba było mieć do czynienia z Susan Rice, to byłby to zupełny koszmar".

"Nazwisko najbardziej prawdopodobnego kandydata na stanowisko sekretarza stanu USA, 58-letniego Antony'ego Blinkena, nie wywołuje w Moskwie takiej negatywnej reakcji. Częściowo jest to związane z tym, że jest on nieco mniej znany" - zauważa "Kommiersant". "Biorąc pod uwagę, że tak czy inaczej trzeba będzie współpracować w tych nielicznych kwestiach, w których interesy obu krajów są zbieżne, to nie jest to najgorszy wariant" - powiedziało dziennikowi źródło w rosyjskich strukturach państwowych.

Gazeta zwraca przy tym uwagę na wywiad Blinkena dla telewizji PBS z 2017 roku, w którym mówił on o Rosji. Oświadczył on wtedy, że prezydent Władimir Putin "zbudował system kleptokracji", nazwał też Putina kłamcą. Blinken mówił także w wywiadzie, że władze Rosji uznały, że nie mogą nawiązać wzajemnie korzystnych relacji z Zachodem i możliwa jest tylko konkurencja lub konfrontacja.

Reklama

"Izwiestija" prognozują, powołując się na ekspertów, że "nowa ekipa w Waszyngtonie okaże się bardziej tradycyjna i profesjonalna niż pod rządami Donalda Trumpa". Zdaniem dziennika relacji rosyjsko-amerykańskich raczej nie czeka odnowa, ale też "można znaleźć w tym plusy". Przez ostatnie lata na politykę Moskwy wpływały bowiem "iluzje o tym, że Donald Trump chce zaprzyjaźnić się" z Rosją - ocenia dziennik.

"Jeśli w 2016 roku wygrana Trumpa (w wyborach prezydenckich w USA) zakończyła się życzliwymi oklaskami deputowanych Dumy Państwowej (niższej izby parlamentu Rosji) na sali obrad, to w 2020 roku politycy rosyjscy są ostrożniejsi w ocenach i nie spieszą się z prognozami dotyczącymi przyszłości relacji Moskwy i Waszyngtonu" - konkluduje dziennik.