Elektorzy ze wszystkich stanów oraz Dystryktu Kolumbii wybrali 14 grudnia stosunkiem głosów 306-232 Bidena na 46. prezydenta USA. Głosowanie tego gremium nie oznacza jednak końca konstytucjonalnego i zawiłego, a zarazem często uznawanego za anachronicznego procesu przed zaprzysiężeniem nowego szefa państwa.

W środę o godzinie 19 czasu polskiego rozpocznie się posiedzenie Kongresu, któremu przewodniczyć będzie wiceprezydent Pence. W alfabetycznej kolejności koperty z głosami elektorów z poszczególnych stanów zostaną otwarte. Parlamentarzyści mogą wnieść zastrzeżenia do głosowania z danych stanów, złożyć je musi co najmniej jeden członek Izby Reprezentantów i jeden senator. Zapowiedziało to już kilkudziesięciu republikańskich sojuszników prezydenta Donalda Trumpa w Kongresie, którzy utrzymują, że w procesie wyborczym 3 listopada dochodziło do oszustw.

Po złożeniu zastrzeżeń w ciągu dwóch godzin w obu izbach powinny odbyć się równoległe debaty oraz głosowania nad ewentualnym wnioskiem. W kontrolowanej przez Demokratów Izbie Reprezentantów próby zablokowania zaprzysiężenia prezydenta elekta z pewnością zostaną odrzucone. Podobnie w Senacie, gdzie wielu senatorów GOP uznało zwycięstwo wyborcze Bidena. Grupa ta wraz z Demokratami stanowi większość w izbie wyższej parlamentu.

Zazwyczaj uznanie przez Kongres wyborczych rezultatów to formalność, która nie przyciąga większego zainteresowania mediów. Tym razem jednak - w związku z oskarżeniami prezydenta o fałszerstwa wyborcze - proces może trwać dłużej.

Reklama

W centrum uwagi znajduje się Pence, dla którego w ocenie portalu The Hill środa jest "testem lojalności" wobec prezydenta. Trump uważa, że jego zastępca może "decertyfikować rezultaty" lub "odesłać je do stanów do zmiany i certyfikacji" i publicznie deklaruje, iż oczekuje, że wiceprezydent stanie w Kongresie po jego stronie.

Osoby z otoczenia Pence'a przekazują, że jego zdaniem w listopadowych wyborach dochodziło do nieprawidłowości i że kwestie te powinny zostać poruszone i omówione w Kongresie. Ale nie spodziewają się, że wykroczy on poza rolę określoną w konstytucji, która jest głównie ceremonialna.

Jak doniósł we wtorek dziennik "New York Times", Pence poinformował Trumpa, że nie ma uprawnień do kwestionowania certyfikowanego już przez wszystkie stany wyniku wyborczego. Prezydent w oświadczeniu zaprzeczył informacjom nowojorskiej gazety.

Na dwie godziny przed posiedzeniem Kongresu o 17 czasu polskiego przywódca USA wygłosi przemówienie sprzed Białego Domu. W centrum Waszyngtonu oczekuje się w środę nawet dziesiątek tysięcy jego sympatyków. Jak spekuluje "Washington Post", posiedzenie Kongresu, przy kwestionowaniu wyników wyborczych w co najmniej kilku stanach, może przeciągnąć się do nawet doby.

Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)