Jak przekazała rzeczniczka MSZ Rosji Maria Zacharowa, Riabkow "przeprowadził rozmowę z ambasadorem USA", w trakcie której strona rosyjska "wyraziła stanowczy protest" w związku z publikacjami. Zdaniem MSZ Rosji informacje, które ambasada opublikowała w internecie, w tym w mediach społecznościowych, wyrażały "poparcie dla niezgodnych z prawem akcji w rosyjskich miastach".

"Ambasador USA został poinformowany, że strona rosyjska ocenia te materiały, a także oświadczenie Departamentu Stanu USA jako jawną ingerencję w sprawy wewnętrzne naszego kraju" - powiedziała rzeczniczka w telewizji państwowej Kanał 1.

Zacharowa powiedziała także, że Rosja przyjrzy się aktywności - jak to określiła - "gigantów IT, które są oczywiście amerykańskie". Nie wymieniła nazw, ale powiedziała, że chodzi o platformy hostingu wideo i o media społecznościowe. "Rozpowszechniały one w tych dniach i uprzednio ogromną ilość fałszywych informacji" - powiedziała rzeczniczka. Jak dodała, Rosja teraz "zajmuje się tymi kwestiami" i zamierza je podnieść w kontaktach ze stroną amerykańską.

Ambasada USA opublikowała na swojej stronie internetowej informację o protestach 23 stycznia i miejscach, w którym będą się one odbywać zalecając obywatelom amerykańskim, by unikali udziału w tych zgromadzeniach. Zacharowa po demonstracjach nazwała te publikacje "wskazówką bądź instrukcją".

Reklama

Po demonstracjach, których uczestnicy żądali uwolnienia Aleksieja Nawalnego z aresztu, Departament Stanu USA zażądał od Rosji zwolnienia opozycjonisty i przeprowadzenia śledztwa w sprawie próby jego otrucia.

W przeszłości ambasada USA również publikowała ostrzeżenia dotyczące odbywających się w Moskwie demonstracji, które nie uzyskały zezwolenia władz. Władze Rosji nie wyrażały dotąd zastrzeżeń do tych publikacji.

Z Moskwy Anna Wróbel (PAP)