Jak zaznaczył "Washington Post" nowa administracja USA dąży do przejęcia większej kontroli nad ICE, która zyskała dużą swobodę działania w kadencji Donalda Trumpa. Skoncentruje się głównie na zagrożeniach dla bezpieczeństwa narodowego, przekroczeniach granicy w ostatnim czasie oraz imigrantach, kończących karę więzienia za ciężkie wyroki.

"Ogólnie rzecz biorąc, wyroki te nie obejmowałyby (mniej poważnych) przestępstw związanych z narkotykami, zwykłych napadów, prowadzenia pojazdów pod wpływem alkoholu i narkotyków, prania brudnych pieniędzy, przestępstw przeciwko mieniu i podatkowych, oszustw, nagabywania lub oskarżeń bez wyroków skazujących" – wyliczył p.o. dyrektora ICE Tae Johnson.

Niektórzy sfrustrowani urzędnicy ICE utrzymują jednak, że proponowane zmiany obiorą służbom granicznym swobodę decydowania i poważnie ograniczą ich zdolność do aresztowania i deportacji przestępców.

Reklama

"Zlikwidowali ICE bez zniesienia ICE. (…) Wydaje się dosłownie, że przeszliśmy od możliwości pełnego egzekwowania naszych praw imigracyjnych, a teraz powiedziano nam, że nie wolno nam niczego egzekwować" – cytuje "WP" urzędnika chcącego zachować anonimowość.

Według ICE każdy, kto przebywa w USA bezprawnie, wciąż będzie jednak podlegał aresztowaniu, w tym osoby, które popełniły przestępstwa i zostały zwolnione jeszcze przed wydaniem wytycznych. Najwyższym priorytetem pozostaną też m.in. przestępstwa seksualne.

"Popełnienie poważnego przestępstwa jest najbardziej rozstrzygającym dowodem wskazującym na zagrożenie bezpieczeństwa publicznego. (…) ICE zachowuje nieograniczoną swobodę w ocenie każdego zachowania, które stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego" – mówiła rzeczniczka ICE Jenny Burke.

"WP" przypomniał, że Biden obiecał powstrzymać i zreformować, ale nie wyeliminować ICE. Powołując się na Johnsona gazeta wyszczególniła, że imigranci powinni być traktowani jako zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego, w przypadkach brutalnego zachowania, udokumentowanych powiązań z gangami lub wyroków skazujących za ciężkie przestępstwa. Obejmują one m.in. morderstwa, gwałty, wykorzystywanie dzieci i poważne naruszenie prawa związanego z narkotykami.

W opinii urzędników ICE w trakcie kadencji Trumpa zdecydowana większość osób zatrzymanych przez agentów była przestępcami. Ale wielu z aresztowanych miało wyrok skazujący lub oczekiwało na postawienie zarzutów za prowadzenie pojazdu pod wpływem używek, wykroczenia drogowe i nielegalny wjazd do kraju.

Krytycy administracji Bidena zarzucają, że tysiące ludzi z przeszłością kryminalną będzie mogło pozostać w Ameryce i być może ponownie popełni przestępstwa. Były dyrektor ICE pod rządami Trumpa, Tom Homan, argumentował, że przerwanie procesów deportacji byłoby "katastrofalne" – przypomina waszyngtoński dziennik.

Prezydent Biden chce powrócić do Rady Praw Człowieka ONZ

Stany Zjednoczone zamierzają powrócić w tym tygodniu do Rady praw człowieka Narodów Zjednoczonych. Mają o tym powiadomić w poniedziałek sekretarz stanu Antony Blinken oraz wysoki rangą dyplomata amerykański w Genewie.

Poprzedni prezydent Donald Trump wycofał USA z Rady bez mała trzy lata temu. Uzasadnieniem było nieproporcjonalne duże skoncentrowanie tego organu na Izraelu, przeciw któremu skierowano największą liczbę krytycznych rezolucji. Innym powodem było fiasko w zreformowaniu rady, czego domagała się ówczesna ambasador Stanów Zjednoczonych przy ONZ Nikki Haley.

Administracja Trumpa nie zgadzała się też ze składem Rady. Zasiadają w niej obecnie m.in. Chiny, Kuba, Erytrea, Rosja i Wenezuela. Zostały one oskarżone o łamanie praw człowieka.

AP podkreśla, że decyzja demokratycznej administracji spotka się prawdopodobnie z krytyką konserwatywnych parlamentarzystów amerykańskich. Zaprotestuje też zapewne wielu przedstawicieli społeczności proizraelskiej.

Jeden z wyższych rangą urzędników USA, na którego powołuje się AP, powiedział, że zdaniem Bidena Rada musi się zreformować. Najlepszym jednak sposobem promowania zmian jest zaangażowanie się w jej działalność "zgodnie z zasadami". Może to być bowiem "ważne forum dla walczących z tyranią i niesprawiedliwością na całym świecie".

Waszyngton do końca 2021 roku będzie miał w radzie tylko status obserwatora bez prawa głosu. Administracja planuje ubiegać się o trzyletnią kadencję w październikowych wyborach Walnego Zgromadzenia ONZ o pełny mandat członkowski. W Radzie zasiada 47 państw.

"Zaangażowanie USA w Radę i jej poprzedniczkę, Komisję Praw Człowieka ONZ, było od dziesięcioleci czymś w rodzaju politycznej gry w futbol (amerykański) między administracją republikańską i demokratyczną. Uznając jej wady, demokratyczni prezydenci chcieli usiąść przy stole obrad, podczas gdy Republikanie wzdragali się przed krytyką Izraela" – zauważyła AP.

Od czasu objęcia 20 stycznia urzędu w Białym Domu prezydent Joe Biden ponownie przyłączył się zarówno do klimatycznego porozumienia paryskiego, jak i do Światowej Organizacji Zdrowia, z których wycofał się Trump. Demokrata zasygnalizował także zainteresowanie powrotem do porozumienia nuklearnego z Iranem oraz do UNESCO.