"(Nowy prezydent USA) Joe Biden musi pokazać, że jest twardy wobec Chin. Proszę, nie opierajcie się za bardzo na wywiadzie USA: stale wycofującym się za kadencji (poprzedniego prezydenta USA Donalda) Trumpa i, szczerze mówiąc, mylącym się w wielu aspektach" - napisał brytyjski zoolog na Twitterze, odnosząc się do doniesień, że USA nie przyjmą konkluzji zespołu WHO bez niezależnej weryfikacji.

Daszak dodał, że chętnie pomoże Białemu Domowi w sprawdzeniu faktów, ale zaznaczył, że najpierw należy zaufać, a dopiero później weryfikować rezultaty.

We wtorek zespół Światowej Organizacji Zdrowia badający początki pandemii zaprezentował wstępne wnioski. Według badaczy najbardziej prawdopodobna hipoteza dotycząca wybuchu pandemii koronawirusa to jego przejście na człowieka z rezerwuaru naturalnego poprzez zwierzęcego nosiciela pośredniego. Jednocześnie ocenił, że sugerowana przez byłego sekretarza stanu Mike'a Pompeo teoria ucieczki wirusa z Wuhańskiego Instytutu Wirusologii jest mało prawdopodobna.

Reklama

W reakcji rzecznik amerykańskiego resortu dyplomacji Ned Price oświadczył, że "zamiast przechodzić do konkluzji, które mogą być motywowane nie tylko względami naukowymi, chcemy zobaczyć, dokąd zaprowadzą nas dane, i na tym oprzeć wnioski".

Daszak to brytyjski zoolog i specjalista ds. chorób zakaźnych pochodzenia zwierzęcego. Jest prezesem nowojorskiej organizacji pozarządowej EcoHealth Alliance, zajmującej się m.in. badaniami mającymi pomóc uniknąć pandemii.

Politycy i eksperci krytykują wnioski zespołu WHO ds. genezy pandemii

Część polityków i ekspertów m.in. w USA i Wielkiej Brytanii sceptycznie podeszła do zaprezentowanych we wtorek wstępnych wniosków zespołu WHO badającego genezę pandemii koronawirusa. Według nich raport przedwcześnie oczyszcza Chiny.

Według brytyjskiego posła Partii Konserwatywnej Jamesa Ellwooda, raport z dochodzenia Światowej Organizacji Zdrowia w Chinach jest "całkowitym wybieleniem". Eksperci WHO stwierdzili, że wirus najprawdopodobniej przeszedł na ludzi od zwierząt, zaś hipotezę o "wycieku" z laboratorium ocenili jako "skrajnie mało prawdopodobną".

"Biorąc pod uwagę dewastację globalnej gospodarki i liczbę ofiar tej pandemii, nigdy więcej nie można pozwolić na to, by kraj odpowiedzialny za jej wybuch mógł przeszkadzać w międzynarodowym śledztwie przez pełne 12 miesięcy" - stwierdził Ellwood cytowany przez tabloid "The Sun".

Podobne oceny wydali politycy prawicy m.in. w USA i Australii. Były sekretarz stanu USA Mike Pompeo, który wcześniej sugerował, że pandemia mogła być wynikiem wypadku w laboratorium w Wuhan, powiedział, że WHO zostało "spolityzowane", lecz wyraził nadzieję, że nie polityka stoi za oceną zespołu ekspertów. Obecny rzecznik departamentu stanu Ned Price zapowiedział, że nie zaakceptuje wniosków zespołu bez niezależnej weryfikacji.

Australijski senator Matt Canavan skrytykował z kolei "obstrukcyjne" zachowanie Chin, dodając że "prawdopodobnie nigdy nie poznamy prawdy, bo Chiny nie działały całkowicie przejrzyście".

Poza politykami zastrzeżenia do raportu WHO miała też część ekspertów. Były doradca Joe Bidena w Senacie oraz ekspert Atlantic Council Jamie Metzl stwierdził, że odrzucenie hipotezy o "wycieku" wirusa z Wuhańskiego Instytutu Wirusologii było przedwczesne.

"Jestem ekspertem, doradcą WHO (...) i uważam, że to absolutnie kluczowa organizacja. Ale badacze WHO w 100-procentach popełnili błąd, mówiąc że nie powinniśmy zbadać wszystkich hipotez, w tym przypadkowego wycieku z laboratorium" - napisał na Twitterze Amerykanin.

Z kolei według cytowanego przez "Wall Street Journal" prof. Lawrence'a Gostina z Uniwersytetu Georgetown, eksperta ds. zdrowia globalnego, wątpliwości budzą sugestie członków zespołu wskazujące, że pandemia mogła mieć swój początek nie w Chinach, lecz w Azji Południowo-Wschodniej.

"WHO ryzykuje uwiarygodnienie twierdzeń chińskich władz, które wielu naukowców uważa za naciąganą teorię" - powiedział Goslin.

W środę jeden z członków zespołu WHO Peter Daszak odniósł się do sceptycyzmu ze strony władz USA na Twitterze, twierdząc, że informacjom Waszyngtonu nt. wirusa nie należy zbytnio ufać, bo wielokrotnie były błędne, zaś Biały Dom może kierować się względami politycznymi.