„The Hill” uzasadnia to potrzebą ochrony zarówno interesów Amerykanów, jak też ich sojuszników. Przyczynę niezgodny upatruje w rywalizacji o wpływy na świecie między odmiennymi systemami politycznymi i gospodarczymi. Z jednej strony wolnym i demokratycznym, a z drugiej zniewolonym i autorytarnym.

„Waszyngton będzie potrzebował kompleksowej strategii +powstrzymania+ ekspansjonistycznych impulsów Pekinu. Chociaż - miejmy nadzieję - uniknie konfrontacji militarnej z Pekinem. Waszyngton będzie musiał zachować niezrównane zdolności militarne, aby zabezpieczyć swą obecność w Azji i innych regionach - podczas gdy Chiny będą dążyć do jej wyeliminowania lub osłabienia - a także efektywnie wykorzystywać dyplomację publiczną w obliczu współzawodnictwa obu krajów o lojalność lokalnych społeczności na całym świecie” – akcentuje portal.

Zwraca uwagę na podobieństwa obecnej sytuacji do zimnej wojny w dobie Związku Sowieckiego. Podkreśla, że Kreml zapowiadał nieuniknione zwycięstwo nad rozkładającą się strukturą kapitalistyczną, której przewodziła Ameryka. Teraz prezydent ChRL Xi Jinping zapewnia, że „Wschód się wznosi, podczas gdy Zachód upada”.

„Amerykańscy urzędnicy martwią się, że Pekin, przekonany o upadku USA, może zwiększyć ryzyko bezpośredniej konfrontacji między USA a Chinami, nieco zbyt lekkomyślnie testując amerykańską determinację” – pisze autor tekstu Lawrence J. Haas z Amerykańskiej Rady Polityki Zagranicznej.

Reklama

Za szczyt napięcia między USA a Sowietami uważa groźby Chruszczowa wypchnięcia Ameryki z Berlina Zachodniego. Jak przypomina, prezydent Kennedy jasno dał do zrozumienia, że raczej zdecyduje się na wojnę z ZSRR, nawet przy użyciu broni nuklearnej, niż ustąpi, co wstrząsnęłoby zachodnim sojuszem.

Obecnie w Waszyngtonie panuje niepokój w obliczu coraz bardziej agresywnej postawy Pekinu usiłującego podważyć status Tajwanu i poprzez inwazję lub w inny sposób wciągnąć wspieraną przez USA wyspę pod swoje skrzydła. W opinii Haasa USA jasno dają do zrozumienia, że nie porzucą Tajwańczyków, których formalnie zobowiązały się wspierać.

„Podobnie, w odpowiedzi na agresywne działania Chin zarówno na Morzu Południowochińskim, jak i Wschodniochińskim, urzędnicy USA skrytykowali to, co uważają za zagrożenie Pekinu dla międzynarodowego porządku. Po spotkaniu z japońskimi urzędnikami w Tokio urzędnicy amerykańscy potwierdzili zaangażowanie Ameryki w obronę Japonii, w tym w ochronę wysp Senkaku” – pisze „The Hill”.

Portal przywołuje wzajemne oskarżenia przywódców USA i ZSRR. Kpiące uwagi JFK z potrzeby budowania przez Moskwę muru berlińskiego, aby zapobiec ucieczce ludzi, a także spostrzeżenie Reagana, że komunizm pozostawił Sowietów bez wystarczającej ilości jedzenia.

Kreml wskazywał w reakcji na walki o prawa obywatelskie w Ameryce. Argumentował, że szkodzi to USA w ich dążeniach do budowania więzi z krajami o nie białej populacji.

W nawiązaniu do niedawnej krytyki Pekinu przez amerykańskiego sekretarza stanu Antony Blinkena za „konsekwentne nie wywiązywanie się ze zobowiązań” oraz „agresywne i autorytarne zachowanie”, Chińczycy przywołali problemy USA, w tym protesty ruchu Black Lives Matter. Oskarżenia o prześladowania muzułmańskich Ujgurów i represje wobec ludności Hongkongu uznali za kłamstwa, dezinformację, wypaczanie faktów oraz „rażące ingerencje w wewnętrzne sprawy Chin”.

„Stany Zjednoczone stoją w obliczu kolejnych +długich zmagań w półmroku+, jak ocenił JFK konflikt amerykańsko-sowiecki. Miejmy nadzieję, że ich przywódcy i ludzie zachowają determinację, by zrobić wszystko, co w ich mocy, by chronić stronę, której przewodzą Stany Zjednoczone” – konkluduje „The Hill”.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)