Nie minęły 24 godziny i resort infrastruktury stanął po stronie Intercity – nadal państwowej spółki – przyparł do muru Przewozy Regionalne, które zaledwie od stycznia nie są już państwowe, lecz samorządowe, i – niespodzianka – wprowadziły ofertę konkurencyjną wobec Intercity.
To prawda, długi trzeba płacić, ale dlaczego między tymi firmami taka potrzeba zaistniała dopiero wtedy, gdy stały się dla siebie konkurencją, a nawet zagrożeniem? Przez ostatnie osiem lat od powołania spółek kolejowych nikomu nie przeszkadzało – chociaż powinno – że podmioty z grupy PKP nie płacą innym podmiotom z grupy PKP w myśl zasady: różne podmioty, ale rodzina nadal ta sama. A że w rodzinie prać trzeba w ciszy, więc tylko po cichu firmy, którym od innych firm należało się najwięcej, upominały się, by im oddać, bo inaczej finansowa zapaść murowana. Nikt nie przypierał do muru Przewozów Regionalnych, chociaż zalegały mnóstwo. Tak jak nadal nikt nie straszy PKP Cargo, chociaż każdego roku zalega na niemałe kwoty wobec spółki PKP udostępniającej tory. Przewozy Regionalne wyszły z rodziny. To był wystarczający argument, żeby podjąć stosowne kroki. I spróbować ograniczyć konkurencję.