Jak mówi portalowi WysokieNapiecie.pl wiceminister energii Michał Kurtyka, w trakcie konsultacji oraz wysłuchania publicznego swoje wizje przedstawiło, a potem wspólnie przedyskutowało kilkadziesiąt podmiotów takich jak dostawcy infrastruktury firmy motoryzacyjne, samorządy, NGOs, instytuty badawcze.

- To powinno przełożyć się na stworzenie regulacji, które będą nośnikiem nowych wartości dla biznesu, będą tworzyć przestrzeń, którą będzie można wypełnić nowymi pomysłami – dodaje Kurtyka. I zapowiada, że projekt odpowiednich zapisów ustawowych Ministerstwo Energii przedstawi pod koniec tego, lub na początku przyszłego roku.

- Cały rządowy plan elektromobilności otwiera przestrzeń dla innowacji i tworzenia nowych modeli biznesowych, a w ostatecznej formie powinien mieć charakter inkluzywny, szeroko dostępny w tym sensie, że zachęcający kolejne podmioty do włączenia się i udziału – podkreśla wiceminister. Jak dodaje, priorytetem pozostaje elektryfikacja transportu publicznego, czyli w uproszczeniu - na początek elektryczne autobusy.

Wydawałoby się, że takie pojazdy to nic nowego, testuje je już kilka polskich miast. Ale efektywne wykorzystanie elektrycznych autobusów wymaga bardziej wyrafinowanych rozwiązań, niż podładowanie baterii w zajezdni. W przyszłym roku na ulicach Warszawy pojawią się nowe autobusy z Ursusa, wyposażone w możliwość szybkiego ładowania poprzez pantografy z zasilaczy, umieszczonych na pętlach końcowych. Dzięki takiemu rozwiązaniu autobus może jeździć cały dzień, zamiast tracić czas przy ładowarce w zajezdni. Co prawda można wyobrazić sobie szybką wymianę całych baterii – tzw. swapping – ale po pierwsze potrzeba wtedy więcej drogich baterii, a po drugie dzięki możliwości podładowania się w trasie zmniejsza się masa i wielkość akumulatorów, które autobus musi przecież wozić ze sobą.

Reklama

- Szybkie ładowarki dla autobusów wymagają bardzo dużej mocy, a to z kolei wymaga przemyślenia całego systemu energetycznego w centrach miast – wskazuje pierwsze wyzwanie Michał Kurtyka. Rzut oka na wyniki rocznych testów w Los Angeles daje pojęcie o tym, że w grę wchodzą moce idące w setki kW, w dodatku zazwyczaj w bardzo krótkim czasie. Średni czas ładowania w tym amerykańskim teście wyniósł zaledwie 5 minut. Co więcej, ponieważ ładowarki znajdowały się w jednym miejscu, ładowaniem trzeba było zarządzać tak, aby kilka autobusów nie pobierało energii jednocześnie. W takich sytuacjach ładowanie musiało być krótsze, ale bardziej intensywne, z poborem mocy przekraczającym 400 kW! To prawie 10 razy więcej niż pobiera typowa szybka ładowarka samochodowa.

W przypadku Warszawy zdaje się, ze przynajmniej ten problem zostanie ominięty, bo pierwsze punkty będą rozproszone na końcach linii, prowadzących przez Trakt Królewski. Według warszawskiego OSD – innogy Stoen Operator, zapewnienia przydziału mocy wydane już zostały dla ok. 20 lokalizacji. - Czekamy na wszystkie potrzebne zgody, dzięki którym będziemy mogli podpisać umowy o przyłączenie do naszej sieci, równocześnie trwają rozmowy dotyczące podłączenia kolejnych obiektów tego typu – usłyszeliśmy w innogy.

Infrastruktura to jedno, ale modele biznesowe towarzyszące rozwojowi elektromobilności to drugie. Co zamierza Ministerstwo o tym piszemy w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl

Autor: Wojciech Krzyczkowski, WysokieNapiecie.pl