W zasadzie spośród wszystkich zaproponowanych przez MiR rozwiązań sens ma tylko jedno – naklejka legalizacyjna na tablicę rejestracyjną. Dzięki niej z tłumu samochodów będzie można łatwo wyłuskać te, które nie mają przeglądu. Tyle że brak naklejki wcale nie będzie świadczył o złym stanie technicznym auta, a jedynie o tym, że jego właściciel jest leniem bądź sklerotykiem. Bo badanie w polskich realiach jest formalnością porównywalną do zamówienia pizzy przez telefon – nawet nie trzeba ruszać się samochodem z domu.

Wystarczy podrzucić do stacji diagnostycznej jego dowód rejestracyjny, a tam – za drobną dopłatą – w minutę auto zyska status sprawnego technicznie. Sednem problemu nie jest zatem brak badań technicznych, lecz fakt, że bez trudu przechodzą je nawet największe graty. A więc należałoby wytoczyć działa przeciwko ich właścicielom oraz nieuczciwym diagnostom. I tu pojawiają pomysły, które nie poprawią absolutnie niczego, poza samopoczuciem tych, którzy na nie wpadli:

1. Zacznijmy od „sankcji za użytkowanie pojazdu w złym stanie technicznym”. Więzieniem nie jesteśmy w stanie odstraszyć od wsiadania za kierownicę ludzi, w żyłach których płynie czysty spirytus, a łudzimy się, że perspektywa mandatu odstraszy pana Romka od jazdy na oponach o grubości folii spożywczej?

2. Będzie obowiązek fotografowania samochodu przed dokonaniem kontroli auta. Hmmm… Trudno mi sobie wyobrazić zdjęcie niesprawnego katalizatora. A jeszcze trudniej – że dyski w komputerach diagnostów wytrzymają ciężar ok. 100 mln zdjęć rocznie.

Reklama

3. Diagności mają przechodzić regularne obowiązkowe szkolenia. Ale jakie? Przecież budowę samochodów znają lepiej niż budowę własnego ciała. Może zatem pranie mózgu mają im zafundować szkoleniowcy CBA? To też nie zda egzaminu, bo w słowniku większości diagnostów nie ma wyrażenia „Przykro mi, nie biorę”.

4. Prowadzenie stacji kontroli pojazdów ma wymagać zezwolenia lub licencji, co pachnie gospodarczym totalitaryzmem.

Obawiam się, że MiR szuka skomplikowanych, kosztochłonnych rozwiązań, zapominając, że najskuteczniejsze są te najprostsze. Chcecie uprzątnąć graty z polskich dróg? Oto rozwiązanie: niech policja w końcu się wysili i dokumentuje prawdziwą przyczynę wielu wypadków i kolizji, czyli „zły stan techniczny auta”, a nie za każdym razem wykręca się nadmierną prędkością. I niech w takim wypadku właściciel samochodu z automatu zostaje uznany za winnego. I niech przepada mu odszkodowanie z OC i AC. A policja niech wydaje nakaz złomowania rozwalonego auta. Wtedy będziemy na kolanach błagali diagnostów, żeby porządnie przejrzeli nam samochód zanim wyjedziemy nim na drogę.