Z dokumentów firmy prowadzącej nadzór inwestorski nad budową terminalu LNG w Świnoujściu wynika, że inwestycja jest opóźniona aż o 11 miesięcy. Jest aż tak źle?
Absolutnie nie. Jest zdecydowanie lepiej, choć nie ukrywamy, że pewne opóźnienia są. Szacujemy je na 2–4 miesiące. Trudno przejść do porządku dziennego nad upadłością z możliwością zawarcia układu PBG, która jest członkiem konsorcjum budującego terminal czy upadłością likwidacyjną Hydrobudowy, która była jednym z głównych podwykonawców. W obliczu takich problemów tego typu opóźnienie powinno być odbierane jako mieszczące się w normie. Daleko nam do formułowania wniosków, że jakikolwiek poślizg może być sukcesem, ale warto porównać naszą sytuację z problemami innych, równie dużych inwestycji. Możemy mówić jedynie o spowolnieniu prac na niektórych odcinkach. I to głównie na tych, gdzie jest możliwość nadrobienia opóźnień.
Skąd zatem te 11 miesięcy?
W harmonogramie inwestycji mamy elementy, w których konsorcjum jest spóźnione właśnie o tyle, ale dotyczy to budowy obiektów pomocniczych. Najważniejsze jest to, że poważne opóźnienia nie dotyczą prac, które znajdują się na ścieżce krytycznej, np. zbiorników. One są dla nas absolutnie najważniejsze.
Reklama
Ale podobno to właśnie ze zbiornikami mieliście duże problemy. Mówi się, że doszło do błędów w wykonaniu tej konstrukcji. Na ścianie zbiornika miały pojawić się pęknięcia.
Nic takiego nie miało miejsca. Dementowaliśmy to wielokrotnie. Przy okazji tej inwestycji po raz pierwszy w Polsce zdecydowano się na uruchomienie przedstawicielstwa Transportowego Dozoru Technicznego na terenie budowy. Przez cały czas trwania inwestycji TDT na bieżąco ma nadzór nad prowadzonymi pracami. To praktycznie eliminuje ewentualne problemy jakościowe w trakcie prac, unikniemy również potencjalnych niespodzianek przy końcowym odbiorze.
Zatem w połowie przyszłego roku gazoport będzie gotowy?
Robimy wszystko, by dochować terminu zapisanego w kontrakcie. Data końcowa to 30 czerwca 2014 r. Oczywiście wiemy, że w branży budowlanej mogą wydarzyć się różne rzeczy. To, czy uda się nadrobić opóźnienia, zależy od tego, jak długa i mroźna będzie zima. Robimy wiele, by zdążyć. W lipcu ub.r., a zatem w szczycie sezonu budowlanego, na placu było do 400 pracowników. Dzisiaj jest ich ok. tysiąca. Przekonaliśmy firmy, by wydłużały czas pracy, zatrudniały dodatkową liczbę osób i zaczęły pracować w soboty. Roboty przy budowie zbiorników prowadzone były przez 24 godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu. Prace są zaawansowane w ok. 45 proc. i mamy ok. 10 proc. opóźnienia.
Będziecie gotowi, kiedy przypłynie pierwszy statek z gazem?
W umowie z PGNiG mamy zapisaną gotowość odbioru LNG pomiędzy 1 lipca a 31 grudnia 2014 r. W tym przedziale czasowym będziemy uzgadniać więc konkretny termin dostawy. Nie oczekujmy jednak, że już w lipcu przypłynie statek z LNG. To z punktu widzenia PGNiG byłoby bowiem działanie nieracjonalne. Należy zakładać, że kontrakt katarski będzie realizowany raczej bliżej zimy niż lata. W tej branży bowiem latem kupuje się gaz na rynku spotowym i szuka się kontraktów, np. w Niemczech, gdzie w tym okresie występuje nadpłynność.
Choć jeszcze nie zbudowaliście terminalu, już planujecie jego rozbudowę. Dlaczego?
Przeprowadziliśmy badanie market screening, by poznać oczekiwania rynku względem terminalu. Jest kilka obszarów zainteresowania, które wręcz przerosły nasze oczekiwania. Chodzi m.in. o bunkrowanie, czyli tankowanie statków napędzanych LNG. W tej chwili na Bałtyku można to robić tylko w dwóch portach w Skandynawii. My będziemy trzecim miejscem. Chcemy tankować przede wszystkim promy, bo to najbardziej opłacalne, ale zamierzamy obsługiwać wszystkie statki, które wpływają do Świnoujścia. To kilkanaście tysięcy jednostek.
Bruksela zaostrza normy emisyjne dla pływających po Bałtyku. Operatorzy statków mają dwa wyjścia – wyposażyć je w silniki Diesla lub spalające właśnie gaz albo zastosować filtry odsiarczające spaliny. Tworzy się zatem nowy segment odbiorców LNG, a dla nas perspektywa dodatkowych przychodów.
Rynek zainteresowany jest również przeładunkiem LNG na mniejsze statki i dystrybucją do mniejszych terminali. Kilka takich jest w Norwegii, kolejnych kilkanaście jest planowanych na obszarze m.in. Szwecji, Finlandii i Norwegii. To rynek, który dopiero się tworzy. Do końca dekady na Bałtyku działać może nawet 18 takich mikroterminali, które będą regazyfikować 200–300 mln m sześc. gazu. Chcemy je zaopatrywać.
A konkurencja?
Będziemy jedynym terminalem na Bałtyku, który zaoferuje taką usługę. Drugim najbliższym terminalem, w którym można przeładować LNG na mniejsze jednostki, jest Rotterdam. O ile port ten jest w stanie obsłużyć Morze Północne i część Norwegii, gdzie chcemy z nim konkurować, o tyle raczej nie będzie sensu, by te małe jednostki przypływały z Rotterdamu do Finlandii. Ten region – ze względu na odległość – będzie domeną naszego terminalu. Chcemy obsługiwać większość rynku bałtyckiego i część Morza Północnego.