Wejście na polski rynek korporacji, która odpłatnie umożliwia kojarzenie pasażera i kierowcy to zagrożenie dla taksówkarzy, a nie organów podatkowych.

Te mają bowiem podstawy, aby wyegzekwować daninę zarówno od współpracujących z Uber kierowców, jak też od samej korporacji.

Amerykańska firma z siedzibą w San Francisco powstała w marcu 2009 r. jako pomysł Travisa Kalanicka i Garreta Campa. Dziś działa w kilkudziesięciu krajach, budząc coraz większy sprzeciw taksówkarzy. Uber oferuje aplikację na smartfony, dzięki której kojarzy potencjalnego pasażera ze znajdującym się blisko i współpracującym z firmą kierowcą. Przejazdy oparte o ten system są tańsze niż z wykorzystaniem tradycyjnych korporacji taksówkarskich. Firma potrąca dla siebie 20 proc. ceny za usługę, a reszta trafia do kieszeni współpracownika. Podkreśla też, że nie działa jako przewoźnik, a kierowcy działają „de facto” na własną rękę.

Oprócz tradycyjnych taksówkarzy i polityków, zarzuty wobec Ubera podnoszą też zagraniczni eksperci podatkowi. Ich zdaniem firma w dyskusyjny sposób wykorzystuje do ukrywania swoich dochodów nie tylko spółki „widma” zarejestrowane w karaibskich rajach podatkowych, ale też podmioty holdingowe z niektórych państw europejskich.

Polski fiskus nie odpuści dochodu od nowego gracza na rynku przewozów. Zarejestrowana w grudniu 2013 r. spółka Uber Poland Sp. z o.o. powinna rozliczać uzyskany przychód zgodnie z art. 12 ustawy o CIT (t.j. Dz. U. z 2014 r. poz. 851). Zgodnie z ogólnymi zasadami powinna też rozliczać swoje koszty. Przychód uzyskany przez firmę za pomocą aplikacji będzie podlegać także podatkowi od towarów i usług.

Reklama

Czytaj więcej o działalności Uber od strony podatkowej na gazetaprawna.pl.