Firmy spedycyjne z Europy Zachodniej wykorzystują pogorszenie sytuacji gospodarczej wynikające z pandemii COVID-19 do tego, by eliminować z rynku polskich przewoźników i kierowców.
Chodzi o faworyzowanie lokalnych przedsiębiorców przy udzielaniu frachtów oraz wzmożone kontrole polskich przewoźników. Związek Pracodawców Transport i Logistyka Polska wysłał listy do kandydatów na prezydenta z prośbą o wsparcie. Kolejnym krokiem ma być skarga do Komisji Europejskiej. Wcześniej jednak związek zamierza poprosić o pomoc polski rząd. W weekend listy trafiły do resortów infrastruktury, sprawiedliwości i finansów.
– Zdajemy sobie sprawę, że ostatecznie może się to skończyć skargą w sądzie odpowiedzialnym za ochronę konkurencyjności w jednym z krajów, w którym ma miejsce ograniczanie pozycji polskich firm – tłumaczy Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska. – Otrzymanie dziś frachtu od firmy spedycyjnej pochodzącej z kraju starej UE jest praktycznie niemożliwe – dodaje Romuald Szmyt, prezes Zachodniopomorskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych i właściciel firmy przewozowej. Preferowani są lokalni przedsiębiorcy.
Aż 64 proc. pracy przewozowej polskich przewoźników wykonywane jest w ramach międzynarodowego transportu drogowego. Stosowanie praktyk dyskryminacyjnych wobec firm z innego państwa w UE jest zakazane. Jednak nawet jeśli dziś granice są już otwarte, to kraje mogą motywować wprowadzenie dodatkowych środków ochrony rynku przed pandemią.
Reklama