Z powodu trwającego od marca zeszłego roku załamania ruchu lotniczego nasz narodowy przewoźnik zmuszony jest szukać oszczędności wszędzie, gdzie się da. Prezes LOT-u Rafał Milczarski przyznał, że oprócz zapowiedzianego niedawno zwolnienia 300 z 1600 etatowych pracowników przewoźnik musi też odpowiednio dostosować swój potencjał w przypadku samolotów. Obecnie jego flota liczy 75 maszyn. Wykorzystuje się je w stopniu znacznie mniejszym niż dawniej. Przed pandemią LOT przy podobnej liczbie samolotów wykonywał 350 rejsów dziennie, teraz 50–100.
Spółka zapowiada, że oszczędności uda się uzyskać m.in. dzięki wycofaniu z eksploatacji 12 turbośmigłowych bombardierów Q400. Maszyny będą sukcesywnie zwracane leasingodawcy aż do końca przyszłego roku. Oznacza to, że LOT pożegna się z tymi samolotami rok wcześniej, niż planował. Bombardiery Q400 to stosunkowo nieduże, 90-miejsowe samoloty, które obsługują głównie połączenia krajowe. Uznawane są za ekonomiczne, bo nie spalają zbyt dużo paliwa, ale jednocześnie w ostatnim czasie dotykały je awarie. O serii usterek głośno było zwłaszcza w 2018 r., gdy dochodziło do problemów z podwoziem. Najbardziej groźne zdarzenie odnotowano trzy lata temu, w styczniu. W czasie lądowania na Okęciu nie doszło do zablokowania przedniej części podwozia. Maszyna zaryła kadłubem w pas startowy. Nikomu na szczęście nic się nie stało. Po wycofaniu bombardierów na trasach krajowych zobaczymy głównie odrzutowe embraery.