W PRL wstęp mieli tam tylko znani artyści. Dziś wille dla twórców to ośrodki wczasowe dla miłośników wypadów za miasto.
Halama to legendarna willa ZAiKS, dom pracy twórczej, gdzie jako twórcy wschodzący zamieszkiwaliśmy. (…) Z miejscem tym łączy się pewne wydarzenie, o którym z niejasnych powodów milczy historia literatury. Otóż zmarł tam poeta Julian Tuwim. Skończył życie w ramionach kobiety – słodka śmierć, jak mówią Francuzi. Czy istnieje piękniejszy zgon dla poety? Choć przeżycie może być nieco kłopotliwe dla osoby towarzyszącej” – domniemywa w książce „Jolka, Jolka, pamiętasz” Marek Dutkiewicz, który napisał teksty do takich przebojów jak „Jolka” Budki Suflera, „Windą do nieba” Dwa Plus Jeden czy „Szklana pogoda” Lombardu. Część wspomnień poświęca zakopiańskiemu domowi pracy twórczej, w którym doszło do zgonu wybitnego poety. – Pani Helenka, starsza góralka, która w Halamie rządziła, zagadnięta przeze mnie, w którym pokoju zmarł pan Tuwim, odpowiedziała: „Uśmieje się pan” – w tym, co pan mieszka. Umiarkowanie się uśmiałem – dopowiada Dutkiewicz w rozmowie z DGP.
W Halamie do niedawna obowiązywały nieformalne obyczaje towarzyskie. W jadalni stał stół zasłużonych, przy którym konferowali weterani scen polskich. Nie każdy miał prawo przy nim usiąść, a siadały wybitne osobowości – Andrzej Wajda czy Andrzej Łapicki. Podobnie jak w stołecznej kawiarni Czytelnik, gdzie stałe miejsca zajmowali Gustaw Holoubek i Tadeusz Konwicki.
– Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Halamy z żoną Joasią, to słynny operator filmowy Mieczysław Jahoda zapytał małżeństwa Morgensternów, czy zasługujemy, aby przy tym stole zasiadać – wspomina Dutkiewicz. –Morgenstern nas zarekomendował, więc weszliśmy do tego nobliwego grona. Pamiętam, że Łapicki sypał anegdotami, a nadmiernie oszczędny Jahoda narzekał na ceny rydzów w Poraju. I na takich rozmowach upływały nam biesiady.
Reklama

Kolektywizacja twórców

Istniała ustalona hierarchia domów pracy twórczej. W samym Zakopanem było ich kilkanaście i oddawały istotę stratyfikacji społecznej. W Panu Tadeuszu i Telimenie przesiadywały najwyższe sfery, z państwowymi notablami na czele. Iskra i Ami służyły artystowskiej klasie średniej. A Antałówka była dostępna dla gości niższego szczebla. Domy pracy twórczej same w sobie były nagrodą. Łatwiej było się tam dostać uznanym artystom czy środowiskowym mentorom, którzy skupiali wokół siebie grono wyznawców. – To był mocno skonsolidowane środowisko – mówi o twórcach w PRL prof. Barbara Giza, kulturoznawca i filmoznawca z Uniwersytetu SWPS. – Wszyscy się znali i spędzali wspólnie czas.
Niektórzy prowadzili także domy otwarte, jak Jerzy Andrzejewski czy Stanisław Dygat. Spotykano się również w kawiarniach, gdzie toczyło się życie artystyczne, ale też ferowano wyroki i opinie krytyczne. Twórczość traktowano poważnie, a o pozycji artystycznej decydowała jakość dzieła. Budowaniu wspólnoty służyły spotkania i zebrania, ponieważ ciążenie ku grupowości było niejako narzucane przez centralistyczny system państwowy, który zrzeszał artystów w związki, stowarzyszenia i koła.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP