Prezydent Barack Obama drwił w 2014 roku, że Rosja jest „potęgą regionalną”, czyli krajem zdolnym do narobienia bałaganu w swoim sąsiedztwie, ale już bez możliwości globalnej projekcji siły. Nie byłoby niczym dziwnym, gdyby dziś prezydent Rosji Władimir Putin z przekąsem i satysfakcją przypomniał sobie słowa amerykańskiego prezydenta sprzed 5 lat.

Obecnie bowiem rosyjscy najemnicy zajmują te pozycje w Syrii, które jeszcze kilka dni temu należały do sił USA. To swoisty symbol załamania się pozycji Ameryki w tym regionie oraz wzrostu znaczenia Moskwy jako kluczowego brokera siły w syryjskiej wojnie domowej.

Tymczasem Putin posuwa się dalej – przeprowadził oficjalną wizytę w Zjednoczonych Emiratach Arabskich w ramach szerzej podróży do krajów Zatoki Perskiej. Rosja posiada dziś większy wpływ na Bliskim Wschodzie niż kiedykolwiek wcześniej od lat 60. XX wieku, gdy ZSRR znajdował się u szczytu swojej potęgi. To całkiem niezłe osiągnięcie jak na kraj, którego gospodarka ma wielkość średniego kraju europejskiego.

Trudno dziś sobie przypomnieć, że zaledwie kilka lat wcześniej jedyny sojusznik Moskwy w regonie – reżim Bashara al-Assada – był bardzo chwiejny. Wyglądało wówczas na to, że Moskwa zostanie wyparta z Syrii. Gdy Putin zdecydował się na interwencję militarną w tym kraju w 2015 roku, Obama przewidywał, że rosyjskie siły zostaną wciągnięte w bagno. Tak się jednak nie stało.

Reklama

Rosja, dzięki współpracy z Iranem i irańskimi pełnomocnikami, stała się centralnym punktem dyplomacji i walk o władzę w regionie. Z jaką inną stolicą o kwestiach bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie chciałby dyskutować zarówno premier Izraela Benjamin Netanjahu jak i irański dowódca Qassem Soleimani?

Kreml może się cieszyć z coraz silniejszych więzów wojskowych i politycznych z krajami regionu, łącznie z tradycyjnymi partnerami USA, takimi jak Arabia Saudyjska i Egipt. Ostatni zakup przez Turcję zaawansowanych systemów rakietowych S-400 zagraża strukturze NATO. Moskwa włączyła się nawet w wojnę domową w Linii, wspierając rebelianckie siły generała Khalifa Haftara, który posiada amerykańskie obywatelstwo.

Putin zatem osiągnął bardzo dużo, włączając się w sprawy Bliskiego Wschodu. Było to swoistą rekompensatą przy stosunkowo niewielkiej sile oraz przy użyciu niskokosztowych narzędzi – sił powietrznych, najemników i wsparciu lokalnych graczy. W efekcie Moskwa uzyskała ponadwymiarowy wpływ na Syrię. Putin podjął także relatywnie wysokie ryzyko, np. włączając w konflikt rosyjskich pilotów, doradców oraz siły specjalne. Powodem takich działań była kalkulacja, że rywale Moskwy, mianowicie USA, będą wtedy bardziej ostrożni.

W tym samym czasie Putin pokazał dyplomatyczną elastyczność, pozostawiając otwarte kanały komunikacyjne z prawie wszystkimi graczami w regionie. Rosyjski prezydent trzymał się zasady, że kraje nie mają stałych wrogów czy przyjaciół, a jedynie interesy. Dlatego Rosja naprawiła relacje z Turcją po tym, jak Turcja zestrzeliła rosyjski samolot w 2015 roku. Moskwa do naprawy tych relacji wykorzystała także pogarszające się stosunki Ankary z Waszyngtonem do osłabienia NATO. Władimir Putin wykorzystał z jeden z tych zasobów, których na Bliskim Wschodzie jest pod dostatkiem – chaos – aby włączyć się np. w konflikt w Libii.

Prezydent Rosji nie osiągnąłby tyle, gdyby nie jego inny kluczowy zasób – umiejętność korzystania z błędów Ameryki oraz zdolność do budowania dobrej reputacji w czasie, gdy wiele państw regionu, od Egitpu po kraje Zatoki Perskiej, miało coraz większe wątpliwości wobec wiarygodność USA.

Nie zaistniałaby możliwość rosyjskiej ingerencji w sprawy Libii, gdyby USA oraz ich sojusznicy nie pozostawili tam próżni bezpieczeństwa po obaleniu reżimu Mułamara Kadaffiego w 2011 roku. Podobnie pojawienie się Rosji jako jednego z kluczowych graczy w Syrii miało miejsce nie w 2015, ale w 2013 roku, kiedy Barack Obama nieostrożnie zakreślił „czerwoną linię” przeciw użyciu broni chemicznej przez reżim Assada i później nie zareagował, gdy linię tę przekroczono.

USA musiały się wówczas zwrócić do Moskwy jako brokera, który pomógł zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się kryzysu i wyjść z tej sytuacji z twarzą.

W 2015 roku Putin zyskał kluczowy wpływ na wojnę w Syrii i mógł zaskoczyć Waszyngton, ponieważ administracja Obamy stworzyła wielki rozdźwięk pomiędzy tą deklarowaną a rzeczywistą polityką. Otóż ówczesna administracja publicznie zadeklarowała pewien cel – zmianę reżimu, ale nigdy nie chciała ponosić kosztów przeprowadzenia tej zmiany. Dzisiejszy triumf Rosji w północnej Syrii był możliwy, ponieważ administracja USA porzuciła swoją pozycję, którą mogła utrzymywać stosunkowo niewielkim kosztem. Przyspieszyło to zmiany, które wykorzystała Moskwa.

Wszystko to działo się w obliczu wycofywania się Ameryki z Bliskiego Wschodu w czasie kadencji Obamy i Trumpa. Wycofanie się USA może być oceniane jako mądre bądź nie, lub coś pomiędzy, ale faktem jest, że doprowadziło do pogorszenia się relacji Stanów Zjednoczonych z kluczowymi partnerami w regionie, którzy poczuli się niepewnie.

Administracja Donalda Trumpa wykonała główny krok jeśli chodzi o wycofanie się z 40 lat wcześniejszej polityki na Bliskim Wschodzie, prowokując konfrontację z Iranem oraz nie odpowiadając, gdy Teheran ingerował w proces produkcji ropy w Zatoce Perskiej.

Jeśli dziś można stwierdzić, że Rosja powróciła na Bliski Wschód, to trzeba dodać, że Ameryka otworzyła Moskwie drzwi. Władimir Putin chce zbudować świat, w którym Rosja cieszy się globalnym prestiżem i wpływami, które utraciła po zakończeniu zimnej wojny. Na Bliskim Wschodzie Rosja jest na dobrej drodze, aby osiągnąć ten cel.

Wydaje się mało prawdopodobne, aby ten trend w najbliższym czasie uległ odwróceniu. Przez lata amerykańscy analitycy czekali na to, aż obywatele Rosji zmęczą się zagranicznymi podbojami Moskwy w sytuacji, gdy w kraju doświadczą np. zmniejszenia emerytur. Ale tak długo, jak Putin utrzymuje koszty zagranicznych operacji na stosunkowo niskim poziomie oraz osiąga geopolityczne sukcesy, to polityczne ryzyko dla rosyjskiego prezydenta pozostanie umiarkowane. Putin nie jest jedyną osobą w Rosji, która chce, aby jej kraj był globalną siłą. To jeden z powodów, dla których rosyjski prezydent cieszy się względną popularnością pomimo skali korupcji i autorytaryzmu w kraju.

Wciąż jednak, jeśli Rosja jest dużą siłą, to USA pozostają supermocarstwem i posiadają główne geopolityczne lewary na Bliskim Wschodzie. Rosja może co prawda współpracować z partnerami USA, ale nie może aspirować do wypełnienia roli Waszyngtonu, który patroluje Zatokę Perską.

Rosja może twierdzić, że walczy z terroryzmem w Syrii oraz w innych miejscach, ale tylko USA posiadają możliwości, aby utrzymywać Państwo Islamskie w ryzach. Moskwa może zmienić trajektorię wojny domowej w Syrii, ale nie może odblokować międzynarodowej pomocy finansowej, która ostatecznie będzie potrzebna do odbudowy kraju. Tylko Waszyngton we współpracy z Europą może tego dokonać.

Krótko mówiąc, Rosja może odciąć się od amerykańskiego porządku w regionie, ale tylko USA mogą ten porządek zniszczyć. Obecnie Waszyngtonowi wychodzi to całkiem nieźle.

>>> Czytaj też: Rosyjska policja wojskowa rozpoczęła patrole na północy Syrii. To efekt porozumienia z Turcją