Według wrześniowego sondażu CBOS 69 proc. Polaków chce działań zmierzających do uzyskania od Niemiec odszkodowań za straty wojenne. Raport, który ma być podstawą do dalszego procedowania w sprawie reparacji, wciąż czeka na swoją premierę, choć zespół ekspertów pracę nad nim oficjalnie zakończył już w maju br.
– Raport będzie analizowany przez bardzo wielu specjalistów, polityków, dziennikarzy w Polsce i na świecie. I na pewno będą doszukiwać się najmniejszych błędów – mówi w rozmowie z DGP Arkadiusz Mularczyk. – Wolę więc poczekać i pisać raport pół roku dłużej, niż dopuścić jakieś aspekty, które będą potem powodem podważania go – dodaje poseł Prawa i Sprawiedliwości, od 2017 r. kierujący pracami nad dokumentem.
Poseł przekonuje, że nie przejmuje się naciskami, choć wraz z opóźnieniem przybywa głosów krytycznych. – To zaczyna wzbudzać politowanie. Kolejne przeciąganie publikacji raportu może świadczyć, że jest on po prostu słaby merytorycznie – mówi nam prof. Stanisław Żerko z Instytutu Zachodniego.
Reklama
Tomasz Luterek, jeden z ekspertów tworzących raport, choć chwali dotychczasową pracę nad nim, to efekty nazywa „bardzo dobrym wstępem”. – Wciąż szukamy odpowiedzi na pytanie, jak ująć wszystkie tamte straty. Czy to w ogóle możliwe? Jak pokazać wartości w ujęciu nie tylko materialnym? – tłumaczy w rozmowie z DGP prawnik i rzeczoznawca majątkowy. – Powinna powstać komórka, np. w IPN, żeby tymi zagadnieniami zajmować się stale – przekonuje.
Prace nad raportem wzbudziły żywe reakcje po stronie niemieckiej. W rozmowach przeprowadzonych przez DGP przede wszystkim posłowie Socjaldemokratycznej Partii Niemiec oraz Zielonych sugerowali otwartość na rozmowy, ale na temat alternatywnej formy zadośćuczynienia, a nie reparacji sensu stricto. Po stronie niemieckiej padają takie pomysły jak utworzenie „funduszu przyszłości” lub partycypacja w kosztach odbudowy Pałacu Saskiego. Dla strony polskiej oznaczałoby to zejście z pułapu żądań reparacyjnych, które Mularczyk wylicza na blisko bilion dolarów, do znacznie mniejszych sum.
– Doceniam część głosów polityków niemieckich, zwłaszcza przedstawicieli młodszego pokolenia różnych formacji. Jesteśmy jednak dopiero przed poważną dyskusją międzynarodową, która rozpocznie się po publikacji raportu – mówi Mularczyk. Polityk tłumaczy też dalsze kroki po publikacji. – Powinniśmy pójść drogą grecką, tzn. sprawa powinna przejść przez parlament, zostać przyjęta uchwała i następnie polski rząd powinien wystąpić z notą do rządu niemieckiego. To są jednak decyzje, które zapadają na szczeblu politycznym i rządowym – dodaje.
Skierowanie dokumentu do Sejmu może jeszcze bardziej podkreślić podział polityczny wokół sprawy. – Kwestie reparacji porównałbym do raportu smoleńskiego. Prezes Kaczyński ciągle zapewniał, że już dochodzimy do prawdy, że już jesteśmy bardzo blisko. Tak dzieje się też w tym przypadku – mówi w rozmowie z DGP Marek Krząkała, poseł Platformy Obywatelskiej zajmujący się sprawami polsko-niemieckimi. Polityk nie przywiązuje większej wagi do alternatywnych propozycji padających po stronie niemieckiej. – Jeśli jest tam dobra wola, to dobrze, ale nie uważam, żeby to było zadanie priorytetowe w naszych relacjach. Nie przeszłość, lecz przyszłość jest ważna.
Niemiecki ekspert Peter Oliver Loew mówił w rozmowie z DGP, że temat reparacji powróci dopiero po wyborach prezydenckich w Polsce. Te odbędą się w połowie przyszłego roku. I faktycznie, jeśli nawet zgodnie z zapowiedziami Mularczyka raport ukaże się w najbliższych miesiącach, to wątpliwe, by polski rząd zdecydował się na jego podstawie wystosować notę do rządu RFN w czasie, gdy prezydent Andrzej Duda, stawiający na dobre relacje z sąsiadem, będzie walczył o reelekcję.
Łatwiej niż kalendarz kolejnych wydarzeń można przewidzieć odpowiedź Berlina na ewentualne polskie działania. Niemcy z pewnością odrzucą takie żądania, tak jak uczynili to w zeszłym tygodniu w przypadku roszczeń zgłaszanych przez rząd w Atenach. A Grecy mogli mieć pewne nadzieje, bo np. ekspertyza Bundestagu wskazywała na prawne podstawy takiego działania. W sprawie polskich żądań niemieccy eksperci, politycy i media jednym głosem mówią, że jest to ścieżka prawnie zamknięta.
– Sprawa reparacji powinna mieć jakieś zakończenie. To miałoby dobry wpływ na stosunki polsko-niemieckie – ocenia prof. Żerko. – A tak pozostaje ten podstawowy zgrzyt: z jednej strony piękna frazeologia niemieckich polityków o pojednaniu, z drugiej od 70 lat twardo formułowane „nein” w sprawie odszkodowań.
– Nie chciałbym, żeby cała dyskusja sprowadziła się do prostego przelewu, nawet na bilion – mówi Tomasz Luterek. – Przede wszystkim po stronie niemieckiej widzę wielką pracę edukacyjną do wykonania, której nie załatwi jeden transfer – uważa współautor raportu.©℗