Randall S. Stephenson przywraca blask koncernowi AT&T. Chce przejąć amerykański oddział T-Mobile. Musi jednak pokonać jedną poważną przeszkodę – opór Waszyngtonu.
Transakcja elektryzuje rynek finansowy od dobrych kilkunastu tygodni. Nie tylko z powodu ceny – AT&T jest gotowe zapłacić za T-Mobile USA 39 mld dol. – ale także dlatego, że po raz pierwszy tak stanowczo przeciwko wielkiej firmie wystąpiła administracja prezydenta Baracka Obamy.
Departament Sprawiedliwości zaskarżył właśnie planowane połączenie dwóch gigantów, uznając, że stracą na nim konsumenci. Prawnicy departamentu z wydziału antymonopolowego podkreślają, iż działanie kilku mniejszych firm zawsze owocuje rywalizacją o względy oraz portfele klientów. Tymczasem po transakcji powstanie największe w Ameryce przedsiębiorstwo telekomunikacyjne (43 proc. rynku telefonii komórkowej), które zmonopolizuje rynek i z łatwością narzuci mu własne reguły gry.

Świetność i upadek

Stephenson, który szefuje koncernowi od pięciu lat, nie zamierza bez walki ulec Waszyngtonowi. Ba, w tym starciu jest nawet pewny zwycięstwa. – Jesteśmy gotowi do sądowej batalii. Udowodnimy, że racja jest po naszej stronie – taką wiadomość prezesa AT&T przekazała rzeczniczka koncernu.
Reklama
51-letni Randall S. Stephenson przyszedł do AT&T w 1980 r., gdy firma przeżywała swój największy rozkwit (była wówczas największym operatorem telekomunikacyjnym w Stanach Zjednoczonych).
Stał się również świadkiem jej spektakularnego upadku.
W 1982 r., po trwającym osiem lat największym w historii USA antytrustowym procesie, firma została uznana za monopolistę i odgórnie podzielona na siedem mniejszych spółek. Po ogłoszeniu przez sąd decyzji wartość okrojonego AT&T spadła aż o 70 proc. Na dodatek w gestii przedsiębiorstwa pozostały rozmowy międzymiastowe oraz międzykontynentalne, których znaczenie – wraz z internetową rewolucją – cały czas spadało. Firma chyliła się ku upadkowi.
Po podziale AT&T Stephenson trafił do jednej ze spółek wydzielonych z firmy matki: SBC Communications.
Został w niej dyrektorem finansowym i w 2004 r. osiągnął nie lada sukces. Udało mu się wyciągnąć firmę z długu sięgającego 30 mld dol. Dzięki radykalnemu uzdrowieniu SBC zaczęło sobie coraz lepiej radzić, czego efektem już rok później było przejęcie za 16 mld dol. dołującego AT&T. SBC postanowiło wrócić do dawnej nazwy. Gdy szukano nowego prezesa, który miał przywrócić dawny blask firmie, postawiono na Stephensona.

Sojusz z Apple’em

Absolwent University of Oklahoma ostro wziął się do pracy. Jego dziełem było m.in. podpisanie umowy z Apple’em. Na mocy porozumienia sprzedawane na terenie Stanów Zjednoczonych iPhone’y oraz iPady działają tylko w sieci AT&T (jeśli chce się skorzystać z usług innego operatora, konieczne jest użycie na własne ryzyko jailbreaka).
Ścisły mariaż z Apple’em sprawił, że AT&T wyrosło na jednego z największych operatorów telefonii komórkowej w USA. Po kilku latach symbiozy firma padła ofiarą własnej popularności. Użytkowników urządzeń z logo nadgryzionego jabłuszka jest już tak wielu, że sieć AT&T nie jest w stanie wytrzymać ogromnego natężenia ruchu: łącza są zapchane, prędkość transmisji danych dramatycznie spada, połączenia z internetem są zrywane. Mnożą się skargi i zażalenia.
W tej sytuacji przejęcie T-Mobile USA to dla Randalla S. Stephensona nie tylko zyskanie prawie 34 mln nowych użytkowników smartfonów, ale przede wszystkim dostęp do nowej sieci przesyłowej, dzięki której w znacznej części będzie mógł rozwiązać problemy AT&T.