Amerykanie wydają rocznie więcej na kupno chipsów ziemniaczanych niż na badania nad rozwojem nowych technologii energetycznych. I ja to wreszcie zmienię – mówi John Doerr, legendarny inwestor finansowy z Doliny Krzemowej. Bez jego intuicji i pieniędzy nie istniałyby dziś takie ikony internetu, jak Amazon, Google czy Intuit. Jako jeden z pierwszych zainwestował w raczkujące właśnie przedsięwzięcia, dzięki czemu zyskały one potrzebne środki na rozwój. Od kilku lat Doerr niestrudzenie działa na rzecz rozwoju branży energii alternatywnej.
– Ameryka wydaje dziennie na import ropy naftowej miliard dolarów. Naszego kraju – i właściwie już żadnego innego państwa na świecie – nie stać na to, by kupować drożejące czarne złoto – Doerr powtarza ostatnio te słowa niczym mantrę. Jego pupilem stała się obecnie firma Renmatix, która opracowała technologię pozyskiwania cukrów z biomasy drzewnej – które można później z łatwością zamienić w paliwo – w procesie nadkrytycznej hydrolizy. – Jako pierwsza sięgnęła po technologię, która jest z powodzeniem stosowana w przemyśle farmaceutycznym. W skrócie, nadkrytyczna hydroliza w jej wydaniu polega na poddaniu biomasy działaniu gorącej wody oraz ogromnego ciśnienia – tłumaczy. Nie podaje jednak żadnych szczegółów, by unikatowego rozwiązania nie przechwyciła konkurencja.
Technologia opracowana przez Renmatix ma dwie podstawowe zalety w porównaniu do produkcji biopaliw w tradycyjny sposób. Po pierwsze – jest błyskawiczna. Cały proces trwa kilka minut, po upływie których otrzymuje się gotowy surowiec (cukry), który można przetwarzać na paliwo. Po drugie – jest tania. Nie wymaga budowania skomplikowanych instalacji, jak to ma miejsce np. przy produkcji zielonego paliwa z alg morskich czy odpadów komunalnych. Pierwsza fabryka Renmatixu, dzięki pieniądzom Doerra, powstaje w Georgii: po rozruchu, który jest planowany już na przyszły rok, będzie w stanie przetworzyć trzy tony drewnianych odpadów dziennie (moc przerobowa ma się stopniowo zwiększać). Plan biznesowy zakłada, że kolejne firmy będą powstawać w miejscach, w których jest szybki i łatwy dostęp do biomasy, czyli głównie przy tartakach. – Kluczem do sukcesu są szybkość i małe koszty własne. Dzięki temu będziemy w stanie konkurować z tradycyjnymi producentami paliw – przekonuje Doerr.

Ryzyko zawsze się opłaca

Reklama
Cel, jaki sobie postawił – przestawienie Ameryki z ropy na biopaliwo – jest wyjątkowo ambitny, graniczący wręcz z niemożliwością. Stany Zjednoczone są największym konsumentem czarnego złota na świecie: dziennie pochłaniają go ponad 19,1 mln baryłek (jedna baryłka to 159 litrów). Dla porównania: cała Unia Europejska 13,7 mln, Chiny 9,1 mln, zaś Polska niewiele więcej niż 0,56 mln. – Na rozwój technologii energetycznych przeznaczamy rocznie tylko 4 mld dol., zaś na nowe rozwiązania w opiece zdrowotnej 32 mld dol. Więcej, jako naród, wydajemy nawet na kupno chipsów ziemniaczanych. Jeśli chcemy zyskać energetyczną niezależność, jeśli poważnie myślimy o odzyskaniu kontroli nad naszą przyszłością, musimy zainwestować w rozwój nowych technologii, które pozwolą nam odejść od paliw kopalnych. Nie możemy obawiać się ryzyka – mówi 60-letni inwestor.
Ryzyko biznesowe nie jest obce Doerrowi, zaś na porażki jest uodporniony, bo nie wszystkie jego inwestycje okazały się trafione. Bardzo głośny był niedawno przypadek wspieranej przez niego kalifornijskiej Solyndry, producenta nowatorskiego systemu ogniw fotowoltaicznych, które miały m.in. dostarczać zieloną energię budynkowi Kongresu w Waszyngtonie. W 2009 roku przedsiębiorstwo mimo niekorzystnych audytów otrzymało wsparcie z federalnego budżetu w wysokości ponad 530 mln dol., ale we wrześniu tego roku ogłosiło upadłość. Koszty produkcji paneli słonecznych były zbyt wysokie, a na dodatek firma nie miała zamówień, bo z powodu kryzysu koncerny wstrzymywały większość inwestycji.
Jednak w znakomitej większości decyzje Doerra były jak najbardziej trafione, choć do znanego domu inwestycyjnego Kleiner Perkins Caufield & Byers, w którym dziś jest partnerem, trafił przypadkiem. Urodzony w St. Louis w stanie Missouri od małego przejawiał głód nowoczesnej techniki. By w tamtych latach spełnić marzenia o innowacyjności, trzeba było pójść na studia na elektrotechnikę. Tak też i postąpił, i w 1974 roku uzyskał tytuł magistra na Rice University w Teksasie (dwa lata później ukończył zarządzanie na Uniwersytecie Harvarda). Tuż po opuszczeniu murów uczelni rozpoczął pracę w Intelu – niewielkiej i mało wtedy znanej firmie produkującej chipy komputerowe, która właśnie opracowała 8-bitowy procesor 8080. Ten niewielki kawałek krzemu dał początek informatycznej rewolucji: pecety zagościły w naszych domach, a Intel stał się oskarżaną o monopol megakorporacją..
– Miałem ogromne szczęście: pojawiłem się w odpowiedniej chwili, we właściwym miejscu – opowiada po latach. Miał swój udział w tworzeniu kolejnych generacji mikroprocesorów (ma nawet kilka patentów dotyczących kontrolerów pamięci), ale Intel szybko odkrył inny jego talent: handlowy. Doerr otrzymał zadanie znajdowania kupców na chipy, z którego to obowiązku wywiązał się nadzwyczaj dobrze. W efekcie został szefem działu sprzedaży w błyskawicznie rozrastającej się firmie.
Umiejętność wyszukiwania kontrahentów i znakomita znajomość branży komputerowej z Krzemowej Doliny zwróciła na niego uwagę właścicieli domu inwestycyjnego Kleiner Perkins Caufield & Byers. Skusili go większymi pieniędzmi. I tak po czterech latach porzucił Intel i rozpoczął pracę w funduszu typu venture capital. Legendarna stała się jego intuicja, dzięki której w morzu ogromnej liczby spółek i firemek potrafił odnaleźć te najbardziej obiecujące. Gdyby nie ten szósty zmysł – i oczywiście pieniądze, które wpompowywał w start-upy – nie powstałyby takie ikony branży komputerowej i internetowej, jak Google, Amazon, Sun Microsystems, Compaq, Intuit, Macromedia czy Symantec. To tylko krótka lista jego trafionych decyzji. Szacuje się, że dzięki jego inwestycjom powstało co najmniej 15 tys. miejsc pracy. Oprócz intuicji znany jest też z niesamowitej energii w działaniu. Były szef Sun Microsystems Scott McNealy opisał go jako króliczka Energizera na sterydach (w Ameryce różowy królik w przeciwsłonecznych okularach oraz japonkach, będący odpowiedzią na maskotkę firmy Duracell, reklamuje produkty firmy Energizer – red.) na stałe podłączonego do generatora prądu z Zapory Hoovera.

Czeka na lepsze czasy

Po ponad dwóch dekadach działania nadal nie zwolnił, choć radykalnie zmienił zainteresowania. Raczej nie stawia już na spółki komputerowe ani internetowe (choć wspomógł Twittera 150 mln dol.), inwestuje za to w firmy z branży zielonej energii. Zasiada w radach nadzorczych takich przedsięwzięć, jak Amyris Biotech, Bloom Energy, EGHC, Flo-Design, Miasole czy Spatial Photonics.
– Wiem, że jesteśmy karmieni tanią propagandą dotyczącą zielonych technologii. Ale dla mnie to przede wszystkim największe ekonomiczne wyzwanie XXI wieku. Albo mu sprostamy – rozwiążemy problem globalnego ocieplenia i przy okazji wszyscy się na nim wzbogacimy, albo tę szansę zaprzepaścimy – czeka nas ekoapokalipsa i głód energetyczny, bo przecież paliw kopalnych nie przybywa – tłumaczy Doerr.
Na razie w swojej krucjacie pozostaje osamotniony, choć wielkie nadzieje wiązał z prezydentem Barackiem Obamą. – Jeszcze w czasie kampanii wyborczej obiecywał on wielkie inwestycje w zielone technologie, lecz jego słowa mocno zweryfikował kryzys. Z zapowiadanej rzeki dziesiątków miliardów dolarów płynących na przyszłościowe technologie, które miały rozruszać naszą gospodarkę, pozostał jedynie niemrawy strumyczek, zbyt mały, by cokolwiek udało się w najbliższych latach zmienić – mówi „DGP” Martin Douglas z Londod School od Economics. Mimo to Doerr nie traci werwy. – Przed laty też nie wszyscy uważali, że mam rację, gdy inwestowałem w mało znane firmy. I to ja miałem rację – podkreśla.
Oczekując na przełom, realizuje się w innych przedsięwzięciach. Finansuje projekty związane z budową nowej sieci bezprzewodowego dostępu do internetu, założył fundację promującą badania nad Nowym Wielkim Przełomem (The Next Big Thing). – Takim skokiem cywilizacyjnym 15 lat temu był internet. A jaki może być kolejny krok naszej cywilizacji? – pyta. Przyłączył się też do inicjatywy „The Giving Pledge” promowanej przez założyciela Microsoftu Billa Gatesa oraz znanego inwestora giełdowego Warrena E. Buffetta, którzy zachęcają amerykańskich miliarderów do przekazania co najmniej połowy majątku na cele charytatywne. Choć na liście najbogatszych ludzi świata magazynu „Forbes” John Doerr zajmuje dopiero 540. miejsce, nie zamierza majątku wartego 2,3 mld dol. zostawiać spadkobiercom. – Jest wiele rzeczy na tym świecie, które te pieniądze mogą zmienić na lepsze. Trzeba skorzystać z tej okazji – mówi.