Nie ma bardziej znienawidzonego i zarazem podziwianego biznesmena niż Terry Gou. Twórca Foxconnu, największego dostawcy podzespołów elektronicznych dla światowych koncernów, zasłynął z bezwzględności w prowadzeniu firmy. Świadectwem tego są sieci rozwieszone między budynkami w jego chińskich fabrykach, by już żaden z przepracowanych robotników nie odebrał sobie życia, skacząc z okna. Jednak Tajwańczyk ma też drugie, łagodniejsze oblicze: zdruzgotany śmiercią pierwszej żony i młodszego brata przekazał prawie pół miliarda dolarów na walkę z chorobami nowotworowymi i na dobre zaangażował się w działalność charytatywną.
Wiadomość o przekazaniu ogromnego grantu zelektryzowała nie tylko niewielki Tajwan, lecz także niemal cały świat, bo jeszcze nikt nigdy nie przekazał tak wielkiej sumy na działalność akademickiego szpitala i ośrodka badań nad rakiem. Rektor Narodowego Uniwersytetu Tajwańskiego (NTU) Lee Si-chen giął się w ukłonach, przyjmując symboliczny czek, zaś Terry Gou podkreślał, że jego pieniądze muszą zostać dobrze wykorzystane. Publicznie zapowiedział, że założona przez niego fundacja Yungling będzie nadzorowała ich wydawanie i systematycznie przeprowadzała audyt. – Bardzo zależy mi na tym, by każdy wydany dolar przyniósł jak największy efekt – powiedział szef Foxconnu podczas uroczystości. Od września 2007 roku, gdy dokonał przelewu na konta NTU, kilkakrotnie sprawdzał finansowe księgi uczelni. Na razie nie ma do niej pretensji.

Ufaj, ale kontroluj

Gros tych pieniędzy zasiliło laboratorium pracujące nad nowymi technologiami inżynierii genetycznej oraz hodowli komórek macierzystych. Właśnie z tymi ostatnimi wielkie nadzieje wiąże współczesna transplantologia i medycyna regeneracyjna. Występujące w krwi pępowinowej komórki macierzyste budują człowieka, przekształcając się w każdy rodzaj tkanki i organu w procesie różnicowania. Opanowanie ich sztucznej hodowli dałoby możliwość stworzenia dla pacjenta nowego narządu, który mógłby zastąpić uszkodzony. Na razie jesteśmy na samym początku tej drogi, choć naukowcom udało się już z komórek macierzystych stworzyć zęby (nie są jeszcze tak wytrzymałe ani trwałe jak naturalne).
Reklama
Wręczając czek NTU, Terry Gou dołączył do grona najhojniejszych miliarderów, którzy upodobali sobie inwestycje w nowoczesną medycynę. Przed nim zrobili to m.in.: twórca Microsoftu Bill Gates – jego fundacja próbuje pokonać m.in. malarię, wciąż najbardziej śmiercionośną chorobę świata, która rocznie zabija niemal 800 tys. osób, szef koncernu Oracle Larry Ellison – kupiona przez niego firma Quark Biotechnology Inc. opracowała lek o nazwie RTP801i-14 na AMD, zwyrodnienie plamki żółtej związane z wiekiem, główną przyczynę ślepoty w krajach rozwiniętych, czy założyciel firmy komputerowej Dell Michael Dell – prowadzona przez niego fundacja finansuje badania nad lekami na choroby dzieci. W amerykańskiej Dolinie Krzemowej ten rodzaj dobroczynności zyskał już miano filantropii biomedycznej. – Na takie wsparcie decydują się ludzie, którzy odnieśli sukces i dorobili się na nowych technologiach. Dziś swoje miliony przeznaczają na rozwój jeszcze nowszych technologii, bo w nich widzą sposób na naprawę świata – tłumaczy „DGP” Deborah McQuinn z uniwersytetu w San Francisco.
61-letni Terry Tai-Ming Gou swoje imperium zbudował od podstaw. Pierwszą firmę, jeszcze na Tajwanie, uruchomił w 1974 roku, za 7,5 tys. dol. Większość tej sumy pożyczył od matki. Produkował wówczas przyciski do zmiany kanałów w biało-czarnych telewizorach. Choć nie ma ekonomicznego wykształcenia, dysponuje nieprzeciętną intuicją: wyczuł nadchodzącą komputerową rewolucję. Najpierw, na początku lat 80. przerzucił się na produkcję zatrzasków, którymi łączono elementy w pierwszych konsolach do gier i pecetach. Potem zaczął produkować części do komputerów. Dzięki temu, że trochę znał angielski i japoński, zaczął zdobywać coraz poważniejsze kontrakty.
W 1988 roku uciekł przed coraz wyższymi kosztami pracy na Tajwanie do chińskiego Shenzhen, w którym uruchomił pierwszą fabrykę. Dziś to jego największy zakład, prawdziwy moloch otoczony murem, w którym jest zatrudnionych 300 tys. osób – codziennie w tamtejszych stołówkach zużywa się 10 ton ryżu. Przełom w biznesie nastąpił dopiero siedem lat później: zdobył wówczas zamówienie na dostarczanie części dla Della. Dzięki taniej produkcji z Chin amerykańska firma pokonała konkurencję i stała się jednym z największych producentów komputerów na świecie. Bez Della nie byłoby dziś Foxconnu: Terry Gou zdaje sobie z tego sprawę i do dziś trzyma zdjęcie Michaela Della na biurku w swoim gabinecie.
Niezawodność Gou, i to za wielce niewygórowaną cenę, szybko docenili kolejni wielcy. Musieli, jeśli nie chcieli wypaść z rynku, bo nikt nie oferował równie taniej produkcji. Foxconn zaczął wytwarzać podzespoły dla iPodów, iPhone'ów oraz iPadów Apple'a, dostarcza części Hewlett-Packardowi, ma udział w tworzeniu telefonów komórkowych Motoroli i Nokii oraz konsol do gier Nintendo i Sony. Sam Gou doskonale zarządza firmą: z majątkiem przekraczającym 5,7 mld dol. zajmuje 179. miejsce na liście najbogatszych ludzi świata magazynu „Forbes”. Potrafi przy tym szastać pieniędzmi oraz korzystać z życia. W 2002 roku za nieco ponad 30 mln dol. kupił zamek Roztes niedaleko Kutnej Hory w Czechach. Tu lubi spędzać wolny czas ze swoją drugą żoną, młodszą od niego o 24 lata. W 2007 roku ujawniono, że był szantażowany przez kobietę, która w 1992 roku nagrała ukrytą kamerą wideo ich gorącą schadzkę.

Tylko Foxconn i Wal-Mart

W ostatnim czasie o Terrym Gou stało się głośno w sposób, na jakim najmniej mu zależało. W lipcu 2009 roku odebrał sobie życie pracujący dla Foxconnu Sun Danyong – młody inżynier zgubił prototyp iPhone'a, a po przyznaniu się do gapiostwa został pobity przez przełożonych (Apple ograniczyło się w całej sprawie do wyrażenia oburzenia). Na tę głośno komentowaną w zachodnich mediach tragedię nałożyła się kolejna: seria 11 samobójstw zdesperowanych chińskich robotników, którzy w ten sposób protestowali przeciwko lichym pensjom i przepracowaniu. – Będę szczery. Wówczas nie czułem za to żadnej odpowiedzialności. W całych Chinach zatrudniam 800 tys. osób, czym więc jest tych kilka osób, które się zabiło? Dziś nie jestem tak pewien swoich racji – mówił Gou w jednym z wywiadów. Krytyka, jaka spadła wówczas na jego głowę, spowodowała, że po raz pierwszy w swojej karierze ustąpił. W październiku 2010 roku podniósł robotnikom pracującym przy taśmie pensje, ale nie zgodził się na złagodzenie warunków pracy. Tak jak dawniej za 900 juanów (380 zł) miesięcznie pracują przez co najmniej 12 godzin dziennie, mają jedną przerwę na obiad i 10 minut dziennego limitu na skorzystanie z toalety. Aby pracowali wydajniej, mają zakaz rozmów z kolegami – zachodni kontrahenci nie cierpią opóźnień w dostawach.
Gou twierdzi, że ostatnie wydarzenia zmieniły jego podejście do biznesu. – Nie dbam już o pieniądze, nie obchodzi mnie, jak wielką fortunę zgromadziłem, nawet nie wiem, ile milionów mam na koncie. W swojej karierze doszedłem do momentu, w którym w końcu zrozumiałem, że najwięcej satysfakcji daje praca na rzecz społeczeństwa – zadeklarował w jednym z prasowych wywiadów. I by nie pozostać gołosłownym, zapowiedział, że większość z prawie 6-miliardowej fortuny przekaże na cele charytatywne. Nie ukrywa, że dał się porwać akcji „Giving Pledge” zapoczątkowanej przez Billa Gatesa oraz Warrena E. Buffeta, dwóch najbogatszych Amerykanów, którzy zaapelowali do miliarderów z USA o przekazanie co najmniej połowy majątku na cele dobroczynne.
Nie brak jednak głosów, że ostatnie poczynania szefa Foxconnu to przemyślnie opracowana, choć wielce kosztowna strategia PR, mająca na celu ocieplenie jego wizerunku, by nie odwrócili się od niego kontrahenci. Ale nic nie wskazuje na to, by zachodnie firmy nawet rozważały takie rozwiązanie. Stworzone przez Tajwańczyka dwie dekady temu przedsiębiorstwo stało się zbyt potężne, by można się było bez niego obejść: to nie jemu narzuca się warunki działania, to ono ustala reguły gry – w końcu tylko w jednej z jego fabryk codziennie zjeżdża z taśmy 140 tys. iPhone'ów. Wśród kontrahentów Terry'ego Gou szczególnie popularny jest jeden żart: za 20 lat na świecie pozostaną tylko dwie firmy – Foxconn, który będzie wszystko produkował, oraz Wal-Mart, który jego towary będzie sprzedawał.