Do tej pory Magdalena Gaj stała w cieniu szefowej. Była po prostu sprawnym urzędnikiem. Czy jeżeli zostanie prezesem Urzędu Komunikacji Elektronicznej dorówna „żelaznej damie” Annie Streżyńskiej?
Widok z okien gabinetu Magdaleny Gaj w Ministerstwie Infrastruktury jest imponujący. Wieżowce Marriotta, Electrimu i Comarchu wyglądają niczym Manhattan. Jeżeli Gaj stanowisko wiceministra w resorcie administracji i cyfryzacji zamieni na prezesurę w Urzędzie Komunikacji Elektronicznej (co, jak przewiduje branża, jest niemal pewne), straci tę panoramę, ale zyska pozycję jednej z najważniejszych osób na polskim rynku telekomunikacyjnym.

Prawa ręka

Kariera Magdaleny Gaj wygląda tak, jakby została z góry zaplanowana właśnie w tym kierunku. Absolwentka Wydziału Prawa na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie pod koniec swojej czteroletniej aplikacji radcowskiej trafiła do Urzędu Regulacji Telekomunikacji, czyli poprzednika Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Zajmowała się tam tematyką związaną z prawem telekomunikacyjnym, pocztowym, administracyjnym, cywilnym i europejskim. Po trzech latach pracy w dziale prawnym została dyrektorem departamentu prawnego nowego już urzędu, kierowanego przez Annę Streżyńską. Tam obie urzędniczki, prawniczki z wykształcenia, zaczęły się świetnie dogadywać. – O Gaj mówiło się wtedy „nr 2 w UKE”. Miała bardzo silną pozycję, ale nie przyćmiewała Streżyńskiej, stała raczej w cieniu – wspomina jeden z ówczesnych pracowników administracji publicznej.
W tym samym czasie rosła pozycja szefowej UKE. Miała świetną prasę i opinię „żelaznej damy”, która skutecznie walczy o poprawę pozycji klienta na rynku telekomunikacyjnym. Jednocześnie jednak coraz częściej wchodziła w konflikty z Andrzejem Panasiukiem, wiceministrem infrastruktury, odpowiedzialnym m.in. za nadzór nad UKE. Kiedy na początku 2008 roku Streżyńska zapowiedziała, że będzie dążyć do separacji funkcjonalnej, czyli podziału Telekomunikacji Polskiej, Panasiuk ostro ripostował, że w świetle obowiązujących przepisów podział spółki na część detaliczną i hurtową nie jest możliwy. Apogeum konfliktu nastąpiło, gdy okazało się, że w skierowanym do Sejmu projekcie ustawy – Prawo telekomunikacyjne autorstwa Panasiuka znalazł się zapis pozwalający na skrócenie kadencji obecnej prezes UKE. Streżyńska zaczęła otwarcie domagać się odwołania wiceministra. Choć była człowiekiem poprzedniej, PiS-owskiej ekipy, to siła UKE – pod jej rządami niezwykle dobrze ocenianego przez opinię publiczną – pozwalała jej na tak ostre żądania.
Reklama
Na początku 2009 roku niespodziewanie Cezary Grabarczyk odwołał Panasiuka, a na jego miejsce mianował Magdalenę Gaj. – 2:0 dla Streżyńskiej. Jej prawa ręka będzie teraz odpowiedzialna za nadzór nad urzędem – tak branża oceniała to posunięcie.

Twórczyni megaustawy

I tak ledwie 33-letnia Gaj została podsekretarzem stanu. Rynek nie bardzo wiedział, czego ma się po niej oczekiwać. – Z jednej strony była człowiekiem Streżyńskiej, z drugiej widać było, że stara się także pokazać własne pomysły. Na jej korzyść od początku bardzo działało to, że przez lata pracy w UKE dobrze poznała problemy branży – opowiada szef jednej z firm informatycznych.
I tak tuż po jej przyjściu do urzędu pojawiło się rozporządzenie, które nakładało na deweloperów obowiązek budowy infrastruktury telekomunikacyjnej w nowych budynkach – operatorzy o takie rozwiązanie starali się od lat. Równocześnie jednak resort infrastruktury do nowelizacji prawa telekomunikacyjnego wprowadził wszystkie poprawki, jakie postulował UKE. W tym choćby wymóg ustalania hurtowych opłat za korzystanie z istniejących sieci telekomunikacyjnych wedle wyliczeń UKE, a nie według kosztów, jakie ponosi operator.
To jednak były dopiero przygotowania do największego dzieła Magdaleny Gaj. – To ona jest przecież główną twórczynią tzw. megaustwy, czyli ustawy o wspieraniu rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych – mówi Dariusz Bogucki, dyrektor ds. sektora publicznego w firmie doradczej Eficom SA.
Ustawa ta miała przyspieszyć rozwój internetu w Polsce, znieść dotychczasowe bariery, zarówno prawne, jak i administracyjne, blokujące inwestycje w nowe łącza. – Uchwalona w 2010 roku nie była może idealna i już dziś widać, że wymaga nowelizacji, ale przyniosła rzeczywiście sporo korzystnych zmian i może być postrzegana jako spory sukces Gaj – dodaje Bogucki. Wraz z uchwaleniem megaustawy wiceminister coraz odważniej zaczęła wychodzić z cienia Streżyńskiej.

Głowa pełna pomysłów

Na początku tego roku została przewodniczącą międzyresortowego zespołu do spraw realizacji programu „Polska cyfrowa”. A tuż przed ostatnimi wyborami zasłynęła próbą wprowadzenia ustawy zwalniającej operatorów komórkowych z opłat za licencje UMTS w zamian za inwestycję w program „Komputer dla ucznia”.
To także ona była jednym pomysłodawców programu cyfrowych latarników, czyli specjalnych nauczycieli internetu, którzy od połowy przyszłego roku mają walczyć z wykluczeniem cyfrowym. Magdalena Gaj zresztą święcie wierzy w to, że nic tak nie pomoże w informatyzacji Polski, jak dobry przykład. Śmieje się, że sama właśnie taki przykład daje, bo swojego męża poznała kilka lat temu dzięki jednemu z internetowych serwisów randkowych.

51,5 proc. ankietowanych przez UKE uważa, że polski rynek telekomunikacyjny w ciągu ostatnich 5 lat funkcjonowania urzędu zmienił się na lepsze

80 proc. ankietowanych twierdzi, że ceny połączeń i internetu wciąż są za wysokie

73 proc. Polaków nieposiadających dostępu do internetu nie korzysta z niego, bo nie czuje takiej potrzeby