Waszyngton oskarżył firmę z francuskiego Blagnac o złamanie reguł Światowej Organizacji Handlu (WTO) jeszcze w 2004 r. Przez lata spór tlił się leniwie, jednak nieoczekiwanie Ameryka zdecydowała się na potężne uderzenie. Powód? Rywal z Europy z powodzeniem sprzedaje swoje najnowsze maszyny: największy na świecie samolot pasażerski A380 oraz A320neo, a rodzimy Boeing traci udziały w lukratywnym rynku.
USA twierdzą, że źródłem dzisiejszego komercyjnego sukcesu Airbusa jest sprzeczna z postanowieniami WTO finansowa pomoc Wspólnoty dla brytyjsko-francusko-niemiecko-hiszpańskiego konsorcjum. Bruksela nie wypiera się subsydiów dla Airbusa, ale twierdzi, że reguł wolnorynkowej gry nie przestrzegają również Stany Zjednoczone, które nie wahają się pompować miliardów dolarów we własny cywilny przemysł lotniczy.

2,9 litra tyle paliwa na 100 km zużywa A380 w przeliczeniu na jednego pasażera (te dane podważają konkurenci)

Negocjatorzy obu stron mają zasiąść do rozmów na początku stycznia. Jeśli nie dojdą do porozumienia, Waszyngton grozi nałożeniem na Wspólnotę sankcji handlowych sięgających od 7 do 10 mld dol. rocznie. Bruksela może jednak wkrótce zyskać potężny argument na swoją obronę: w lutym ma zapaść wyrok przed sądem arbitrażowym WTO w sprawie nielegalnych dotacji amerykańskiego rządu dla własnych konsorcjów lotniczych. Skargę w tej sprawie złożyła Unia w 2004 r. Wpłynęła ona do WTO dokładnie godzinę po tym, jak swoje oskarżenie przeciwko Airbusowi przesłały Stany Zjednoczone.
Reklama

Rywal pokonany

Nerwowe działania Waszyngtonu są wynikiem strategii Thomasa Endersa, który kieruje Airbusem od czterech lat. Ten 53-letni syn pastora z prowincjonalnego niemieckiego Neuschlade, wyedukowany na uniwersytetach w Bonn i Los Angeles, który zdobył doświadczenie w koncernie lotniczym DASA, podjął dwie ważkie decyzje.
Po pierwsze – rzucił wszystkie środki na dokończenie budowy A380, choć nie brakowało głosów, że nie znajdzie się zbyt wielu chętnych do kupna kolosa, który w podstawowej wersji kosztuje ok. 300 mln dol. (choć oczywiście przy większych zamówieniach są przyznawane zniżki). Samolot okazał się przebojem: firma zyskała ponad 240 zamówień, głównie z Azji, najdynamiczniej rozwijającego się lotniczego rynku świata. Po drugie – wykorzystując ponadtrzyletnie opóźnienie Boeinga z dostarczeniem Dreamlinera, unowocześnił A320 do wersji neo. Dziś to właśnie ta maszyna wyposażona w nowe oszczędne silniki (zużywają aż o 15 proc. mniej paliwa) jest najlepiej sprzedającym się samolotem pasażerskim świata.

1196 zamówień złożono w tym roku na A320neo

Na efekty działań Thomasa Endersa nie trzeba było długo czekać. „Financial Times” podał właśnie, że w tym roku Airbus po raz pierwszy w historii przegonił Boeinga zarówno pod względem sprzedaży, jak i zamówień. Koncern z Blagnac zakończy 2011 r. z 1378 zamówionymi maszynami na sumę 14 mld dol. To też najlepszy wynik w całej 41-letniej działalności firmy: poprzedni rekord ustanowiono w 2007 r., tuż przed wybuchem kryzysu – 1341 samolotów. Z kolei tegoroczne dokonania Boeinga można określić jako wyjątkowo skromne: koncern z Seattle zebrał zaledwie 778 zamówień.

Rywal upokorzony

Enders, który za młodu służył w wojskach desantowych (ma stopień majora rezerwy), zdecydował się na jeszcze jedną pokerową zagrywkę: start Airbusa w rozpisanym przez Pentagon przetargu na dostawę dla amerykańskiej armii nowych latających cystern.
Największym rywalem firmy z Europy był Boeing. Airbus przetarg oczywiście przegrał, bo USA – choć same tak wiele mówią o wolnym rynku – nie wahają się stosować protekcjonizmu. Jednak już sam udział Airbusa w tym konkursie spowodował, że świat uważnie obserwował zmagania obu gigantów. Tym samym Enders skłonił Pentagon do wybrania najtańszej oferty, czyli de facto zmusił Boeinga do drastycznego obniżenia ceny. Tak drastycznego, że wygrana w przetargu okazała się dla niego pyrrusowym zwycięstwem.

14 mld dol. na taką sumę linie lotnicze złożyły w tym roku zamówienia w Airbusie

Już w lipcu, pięć miesięcy po rozstrzygnięciu przetargu, Boeing poinformował, że będzie musiał dopłacić do zamówienia. Takie informacje podał magazyn „Focus”, powołując się na rzecznika koncernu z Seattle. Dokładna suma nie została ujawniona, ale już na samym początku realizacji zamówienia spekulowano o 300 mln dol. Niby nie tak wiele przy kontrakcie wartym 35 mld dol., ale Boeing od kilku lat jest w poważnych tarapatach i jeśli nie zyska intratnych zamówień, jego sytuacja stanie się opłakana.
W tej sytuacji Thomas Enders postanowił pójść za ciosem. Już zapowiada budowę kolejnej maszyny, która miałaby zdeklasować Dreamlinera. W jednym z wywiadów mówił, że ten biznes przypomina desant; wiesz, że nie wiesz, czego się spodziewać, ale musisz działać.