Gdy trzy lata temu Joergen-Bang Jensen przekroczył próg biurowca przy ul. Marynarskiej w Warszawie, by przejąć oficjalnie stery Playa od Chrisa Bannistera, był zszokowany. W drzwiach przywitało go około sześciuset pracowników ubranych w takie same koszulki z napisem: „You will never play alone”. Była to tylko zapowiedź stylu, jakim wyróżnia się czwarty co do wielkości operator komórkowy na polskim rynku. Niektórym wydawało się wtedy, że przybywający po 10 latach pracy w Austrii Duńczyk może tylko zwariować w takim otoczeniu, więc albo on zgasi ducha Playa, albo Play jego. Nie stało się ani jedno, ani drugie.

Formuła 4.0

Wprawdzie Joergen-Bang Jensen nie nosi sportowych koszulek, ale chętnie pojawia się na konferencjach prasowych i po prostu czuje klimat Playa. „To my jesteśmy złymi chłopcami w tym towarzystwie” – powiedział, stojąc na scenie Och-teatru, gdzie w ubiegłym tygodniu operator zapowiedział start oferty Formuła 4.0, która jak nic innego ostatnio zatrzęsła polskim rynkiem komórkowym. Spółka wprowadziła nielimitowane usługi za stałą cenę. W ciągu doby najwięksi konkurenci odpowiedzieli, wprowadzając podobne propozycje.
Nowa oferta ma kolejny raz z rzędu powtórzyć scenariusz znany od pięciu lat obecności sieci na rynku – odebrać następnych klientów Orange, T-Mobile i Plusowi. Zdaniem analityków i pracowników operatora dojście do obecnych 7,1 mln to duża zasługa JBJ, który ze start-upu, jakim był na początku Play, zrobił sprawnie działającą korporację, czyli – jak mawia się w żargonie menedżerów po MBA – poustawiał wszystko, jak trzeba.
Reklama
Właściciele Playa – islandzki miliarder Thor Bjoergólfsson oraz grecki biznesmen Pannos Germanos – wypatrzyli Joergena-Bang Jensena w Austrii. Przez ponad 10 lat kierował on tamtejszym, trzecim pod względem wielkości, operatorem komórkowym One, przeprowadzając firmę przez różne etapy rozwoju. Gdy ostatecznie One trafił w ręce Orange, JBJ był do wzięcia.
Austriacki operator nie był jego jedynym doświadczeniem zawodowym. Karierę zaczął jako przedsiębiorca w branży IT, skąd trafił do telekomunikacji. Najpierw w Tele Danmark, gdzie w 1993 r., gdy telefonia GSM była dopiero technologiczną nowinką, Joergen-Bang Jensen podjął się stworzenia operatora Tele Danmark Mobile.
Choć pochodzi z Danii i dziesięć lat mieszkał w Austrii, nie ma ani typowo północnego usposobienia, ani nie jest fanem przerysowanego austriackiego porządku. Charakteryzuje się jednak, czym wyróżniają się często ludzie z krajów takich jak Dania, minimalizmem. W odróżnieniu od prezesów konkurencyjnych operatorów szef Playa nie ma osobnego gabinetu, lecz siedzi w open space z pozostałymi członkami zarządu. Nie jeździ limuzyną z kierowcą, lecz sam prowadzi służbowego peugeota 407. Lubi też jeździć po mieście komunikacją miejską. Ale często można go spotkać na jego motocyklu enduro, bo jednoślady to jego pasja. Uwielbia dobrą kuchnię; raz do roku zaprasza kluczowych menedżerów firmy do swojego mieszkania na wspólne gotowanie. Odkąd zamieszkał w Warszawie, uczy się też polskiego i już dużo rozumie, ale wciąż nie zdecydował się na wygłoszenie w tym języku publicznego wystąpienia.

Asymetria w stawkach

Dotychczas jednym z głównych celów w Playu było nie tylko powiększanie bazy klientów, lecz także doprowadzenie do tego, do czego dąży każdy biznes – zarabiania. Play stał się rentowny już w roku 2010, a w ubiegłym poprawił wyniki, kończąc rok z 2,67 mld zł przychodów i ponad 800 mln zł zysku operacyjnego.
„Play rośnie, bo regulator dał uprzywilejowaną pozycję” – powtarzają jak mantrę konkurenci, przypominając o asymetrii w stawkach MTR, które płacą sobie nawzajem operatorzy. Asymetria polega na tym, że Play oddaje mniej, niż sam dostaje od trzech dużych konkurentów za każdą odbytą rozmowę. A różnice może przeznaczać na inwestycje w rozwój oraz stosować agresywną politykę cenową. Asymetria jednak stale się zmniejsza, a sam JBJ odbija dziś piłeczkę, twierdząc, że Play jej już nie potrzebuje. O tym, kto ma rację, dowiemy się w przyszłym roku, gdy UKE tę nierówność ostatecznie zlikwiduje.
Analitycy podkreślają jednak, że zniesienie MTR będzie prawdziwym wyzwaniem dla Playa. Spółka nie kryje, że oferta „no limit” to odpowiedź na zniesienie asymetrii, która obniży przychody – pomoże ona to zrównoważyć. Play szacuje, że może nią zainteresować nawet 5 mln klientów, co oznaczałoby dorównanie trzem największym rywalom. Ale tym razem – jak wskazują analitycy – nie będzie już tak łatwo, bo konkurenci sparowali uderzenie Playa, wprowadzając niemal bliźniacze oferty.

Miliony klientów

Podczas niedawnego ogłoszenia wyników finansowych spółki, które od lat odbywa się podczas targów branży telekomunikacyjnej w Barcelonie, rzecznik sieci Marcin Gruszka założył koszulkę klubu FC Barcelona z narysowaną na plecach cyfrą 7. Symbolizowało to liczbę klientów, z jaką Play zakończył 2011 r.
– Mam nadzieję, że za rok będę mógł włożyć podobną koszulkę z dwucyfrowym numerem – zażartował Joergen-Bang Jensen. Jeśli to się uda, pracownicy będą mogli kupić mu koszulkę z napisem: „Bad boys always win”.