Klan Porsche jest największą niemiecką dynastią biznesową ostatnich stu lat. 38-letni Peter Daniell to prawnuk legendarnego konstruktora Ferdynanda Porsche. Tego samego, który wymyślił wszystko, co najważniejsze w niemieckiej motoryzacji. To on stworzył koncepcję dynamicznego auta sportowego (Porsche) i samochodu dla mas (Volkswagen), który był odpowiedzią na amerykańskiego Forda. Porsche zbudował nawet czołg na osobiste życzenie (i podobno według projektu) Adolfa Hitlera. Ta meganiszczycielska maszyna, zwana pieszczotliwie myszką, miała przechylić szalę zwycięstwa na stronę Rzeszy. Tyle że nie zdążyła.
Gdy po II wojnie światowej hitem stał się Volkswagen Garbus (produkowany od 1938 r.), uważany za koło zamachowe całej niemieckiej gospodarki, familia Porsche od dawna nie była już monolitem. Podzieliła się na dwie gałęzie. Porsche byli coraz bardziej odsuwani w cień przez pochodzących z Austrii Piechów (nazwisko zięcia Ferdynanda Porsche). Rodzinne niesnaski widać do dziś. Należący do gałęzi Porsche Peter Daniell nie szczędzi w książce cierpkich słów swojemu wujowi Ferdinandowi Piechowi, który dziś rozdaje karty w rodzinnym koncernie.
„Szanuję go, ale jednocześnie nie pochwalam jego biznesowej drogi. Wiele z jego największych transakcji służyło tylko i wyłącznie podbudowaniu własnego ego” – pisze Peter Daniell Porsche w swojej książce „Życie to nie tylko budowanie samochodów”, która trafiła właśnie do niemieckich księgarń. Młody Porsche ma na myśli zwłaszcza przeprowadzoną w 2009 r. skomplikowaną operację, w ramach której kojarzona z dynamiką i niezależnością firma Porsche została przejęta przez solidnego, choć trochę nudnego Volkswagena. Ponieważ jednak pradziadek Ferdynand zakładał również VW, to po zsumowaniu udziałów wyszło na to, że dając się połknąć, Ferdinand Piech kręci dziś nie tylko marką Porsche, lecz także największym europejskim koncernem motoryzacyjnym z Wolfsburga.
Reklama
Przytyków i podawania w wątpliwość biznesowej strategii Piecha jest w tej książce jeszcze więcej. Tak dużo, że niektórzy obserwatorzy zastanawiają się nawet, czy nie traktować jej jako przygotowania przez Petera Daniella gruntu pod detronizację Piecha, który jest wprawdzie wszechpotężny, ale ma już 75 lat i kiedyś będzie musiał oddać stery. Czy wówczas Peter Daniell Porsche miałby szansę na pozycję ojca chrzestnego najpotężniejszego biznesowego rodu Niemiec? Na pewno jego biznesowa filozofia dobrze pasuje do pokryzysowej europejskiej rzeczywistości. „My, gałąź Porsche, zawsze dbaliśmy o pracownicze morale i społeczne zaangażowanie firmy. Piechowie najchętniej wyżyłowaliby wszystkich pracowników na śmierć” – pisze młody Porsche.
I nie jest gołosłowny: co roku oddaje 600 tys. euro na dobroczynność, twierdząc, że w zupełności wystarczy mu 200 tys. rocznego dochodu. A że nigdy nie pracował w rodzinnym (ani żadnym innym) koncernie samochodowym? „Kocham samochody. Chciałem jednak poznać świat z różnych perspektyw. Myślę, że to bardzo ożywcze” – pisze Porsche, który z wykształcenia jest... pedagogiem i specjalistą od terapii muzyką.