Produkcja filmowej wersji jednej z najpopularniejszych książek zamknęła się w rekordowym budżecie 281 milionów dolarów, jednak przez firmy Time Warner's i New Line Cinema była oceniana jako inwestycja "dużego ryzyka". Dlatego zaproponowały sir Connery'emu, uważanemu za najlepszego odtwórcę roli Jamesa Bonda, gażę w wysokości dziesięciu milionów funtów za wszystkie trzy części, a także 15 procent z zysków pochodzących ze sprzedaży biletów na seanse kinowe na całym świecie.

Aktor, po zapoznaniu się ze scenariuszem, stwierdził, że on jak i proponowana postać Gandalfa są dla niego niezrozumiałe, więc ofertę odrzucił. Ta decyzja sprawiła, ze prawdziwa fortuna przeszła mu dosłownie koło nosa. W postać tę wcielił się inny posiadacz tytułu szlacheckiego Ian McKellen, ale już na nieco mniej korzystnych warunkach.

Reklama

Przez ponad dekadę, do listopada 2012 roku, filmowy "Władca Pierścieni" przyniósł już zyski sięgające sumy blisko trzech miliardów dolarów, łącznie z dystrybucji na dużym ekranie, a także wydawnictw na różnych nośnikach elektronicznych i papierowych.

Aktualnie majątek Connery'ego szacowany jest na 300 milionów dolarów, jednak sam aktor zdaje sobie nie robić wyrzutów z tytułu błędnej decyzji. Zresztą przecież nie on jeden zrezygnował z roli w filmie, który okazał się nieoczekiwanie hitem, choć być może jest autorem jednej z najbardziej kosztownych pomyłek w historii kina.

W tej kategorii zapewne pokonał Willa Smitha, który nie chciał wcielić się w postać Neo w innej trylogii "Matrix", którą przejął Keanu Reeves. Albo James Cameron zaproponował kiedyś O.J. Simpsonowi tytułowa rolę w "Terminatorze", która ten bez walki oddał Arnoldowi Schwarzeneggerowi.