PolskiBus po półtora roku od debiutu na polskim rynku przewozów autokarowych nadal wywołuje kontrowersje. Nie mniej kontrowersji wywołuje postać twórcy PolskiegoBusa Briana Soutera - i to nie tylko z powodu jego działalności w branży transportowej.

Po studiach urodzony w 1954 roku Souter pracował krótko jako księgowy w Arthur Andersen, jednej z tzw. wielkiej piątki największych firm audytorskich na świecie. Swoją karierę w transporcie zaczynał jako konduktor, jednak szybko - już w 1980 roku - dzięki pieniądzom ojca razem z siostrą Ann Gloag założył firmę autokarową Stagecoach Group.

Jak sam tłumaczy po latach w wywiadzie dla Gazety.pl: ”Mój ojciec był kierowcą autobusu, a ja zawsze interesowałem się transportem publicznym. Nadarzyła się szansa na rozpoczęcie biznesu transportowego, gdy na początku lat 80 Margaret Thatcher zderegulowała rynek transportowy w Wielkiej Brytanii. Uruchomiłem połączenia do miejsc, do których wcześniej autobusy w ogóle nie dojeżdżały. To były szybkie połączenia bez przystanków”.

Firma Soutera zaczynała w jego rodzinnej Szkocji, wkrótce jednak rozszerzyła swoją działalność na całą Wielką Brytanię. Stagecoach rozwinęła się zwłaszcza w latach 90., przejmując rynek usług po prywatyzowanych od końca lata 80. National Bus Company.

Pierwsze kontrowersje

Reklama

W istocie Souter przejmował po prostu małe przedsiębiorstwa autobusowe, wywołując zresztą swoim postępowaniem szereg kontrowersji. Do najgłośniejszych przypadków zalicza się sprawa Darlington, gdzie Souter m.in. podkupywał kierowców z lokalnej firmy przewozowej, dając im drogie prezenty. Tak przynajmniej wynika ze śledztwa komisji antymonopolowej.

Prestiżu spółce nie dodawały także wypowiedzi Soutera, który mieszkańców północnej Anglii – w dużym procencie jego klientów – nazwał „pijącymi piwo, obżerającymi się śmieciowym jedzeniem i mieszkającymi w mieszkaniach komunalnych masami”.

Publiczna krytyka nie zahamowała jednak dalszego rozwoju Stagecoach Group. W 1993 roku firma była już warta 134 miliony funtów, mogła więc wejść na londyńską giełdę. Dzięki zebranym funduszom Souter zaczął inwestować także poza Wielką Brytanią – głównie w USA, Kanadzie i Nowej Zelandii.

Obecnie założona przez Soutera spółka – Souter Investments – kontroluje około 200 różnych podmiotów. Oprócz Stagecoach Group Szkot posiada między innymi linię kolejową i lotniczą, firmę produkującą luksusowe jachty oraz spółkę wytwarzającą biodiesla. W 2010 roku Souter Investments była warta 400 milionów funtów.

Souter – obrońca wartości katolickich

Souter został milionerem, a ogromne pieniądze, jakie zarobił, zaczął inwestować nie tylko w rozwój firmy, ale także w finansowanie prywatnych inicjatyw. Razem z żoną założyli więc fundację dobroczynną, która na całym świecie finansuje projekty związane z szerzeniem chrześcijaństwa.

Właściciel Stagecoach Group jest bowiem katolikiem i hojnie wspiera różnego rodzaju akcje broniące – w jego przekonaniu – wartości chrześcijańskich. Między innymi w 2000 roku w Szkocji był sponsorem referendum w sprawie tzw. Clause 28, która zakazuje w szkołach nauki o odmienności seksualnej – według zwolenników aktu, w tym Soutera, zakazuje po prostu promocji homoseksualizmu.

Szkoci poparli Clause 28, a Souter został zaatakowany przez przedstawicieli mniejszości seksualnych. Obrońca praw gejów, Peter Tatchell, zarzucił Souterowi, że kampania w obronie Clause 28 była pełna nienawiści, a jego finansowe wsparcie dla referendum w obronie niesprawiedliwego prawa można porównać tylko z działaniami biznesu na rzecz segregacji rasowej w Ameryce w latach 50. Nie dziwi więc, że kiedy w 2011 roku otrzymał z rąk brytyjskiej królowej tytuł szlachecki, kilka tysięcy gejów i lesbijek z Wielkiej Brytanii podpisało list, w którym sprzeciwiali się nadaniu mu tytułu.

Milioner nie przejął się jednak atakami. „Musimy się zastanowić, w jakim środowisku chcemy żyć. Czy będziemy babilońsko-greckim społeczeństwem, gdzie seks jest tylko formą aktywności, czy będziemy się trzymać judeochrześcijańskiej tradycji, w której prokreacja jest czymś zarezerwowanym dla instytucji małżeństwa - bronił tradycyjnej rodziny” – cytuje sir Briana Soutera Gazeta.pl.

Souter wspiera również Szkocką Partię Narodową, której jednym z celów jest odłączenie się od Wielkiej Brytanii. Jak sam zadeklarował, wpłacając na konto partii 500 tysięcy funtów, swoimi pieniędzmi chce zlikwidować brak równowagi, gdyż „sprawa unii angielsko-szkockiej zawsze była hojnie dotowana przez Londyn, podczas gdy sprawa niepodległości zawsze była niedofinansowana”.

A co z Polską?

Kontrowersyjny Szkot ma wrogów również w Polsce, ale tym razem na polu biznesowym.

Półtora roku temu Souter wszedł bowiem na polski rynek - od czerwca po polskich drogach jeżdżą czerwone autobusy z logo PolskiegoBusa. Szkot zainwestował do tej pory w nowego polskiego przewoźnika 30 mln euro, a całkowitą wartość inwestycji szacował na ponad 100 mln. Nie ukrywał, że w ciągu dwóch - trzech lat planuje zostać liderem rynku autobusowego w Polsce z flotą 200 autobusów.

Jak na razie autokarów jest 68, które jeżdżą na 11. trasach krajowych i czterech międzynarodowych. Pod koniec roku PolskiBus chwalił się, że od momentu rozpoczęcia działalności w Polsce przewiózł już 2 mln pasażerów.

Czym Souter skusił Polaków? Częściowo zapewne klimatyzowanymi autobusami z Wi-Fi, jednak decydujące były zapewne tanie bilety, wyjątkowo konkurencyjne w porównaniu z tymi oferowanymi przez innych przewoźników.

I właśnie między innymi słynne bilety "za złotówkę", których PolskiBus planował rozdać 50 tysięcy, stały się powodem ataku polskich przewoźników na brytyjskiego konkurenta. Polska konkurencja zarzuca bowiem Souterowi brak rozkładu jazdy na wszystkich przystankach, brak jasnej taryfy określającej ceny biletów oraz brak możliwości zakupu biletu u kierowcy. Ponadto Polskim firmom autokarowym nie podoba się zaniżanie cen przez PolskiBus, czyli właśnie słynne bilety za złotówkę. Sprawa trafiła już do głównego inspektora transportu drogowego, który zarzut o stosowaniu przez PolskiBus dumpingu cen biletów przekazał UOKiK.

Tymczasem sam Souter już półtora roku temu nie ukrywał, że elastyczność i niskie ceny to znak firmowy PolskiegBusa. "Najważniejsze będzie elastyczne zarządzanie taryfami i w 100 proc. sprzedaż biletów przez internet za pomocą karty kredytowej lub przelewu bankowego. Ceny będą się zaczynały od złotówki w przypadku tras poza szczytem ruchu (plus 1 zł opłaty za rezerwację). System jest podobny do tego, co oferuje Ryanair w lotnictwie. Nasze autobusy są większe niż konkurencji, mają 70 miejsc. Mamy więc niższe koszty w przeliczeniu na jednego pasażera. Dlatego możemy oferować niskie ceny podróży poza szczytem" - tłumaczył Gazecie.pl w czerwcu 2011 roku Souter.

Dziś jego przedstawiciele tłumaczą, że zarzuty konkurencji są bezzasadne i oskarżają polskich przewoźników o skostnienie i konserwatyzm. Zapewniają, że pasażerowie nie mają nic przeciwko ich innowacyjnym praktykom.

Pojawia się pytanie, czy Polacy mogą liczyć na jakieś inicjatywy Soutera także w strefie światopoglądowej? I czy spotkałby się z taką przychylnością jak tanie przewozy PolskiegoBusa?