Wśród współczesnych superbogaczy pragnienie demonstrowania oznak swojego sukcesu zderza się z obsesją dotyczącą zachowania tajemnicy. Producenci wyrobów luksusowych muszą sięgać po różne metody, by wytropić klientów z grubym portfelem.

Bogaczy, którzy mogą sobie pozwolić na zakupy za milion dolarów, jest na świecie dwanaście milionów. Takich, którzy na przyjemności byliby w stanie przeznaczyć co najmniej 30 mln dolarów, jest 187 tysięcy. I jedni, i drudzy mogą lekką ręką wydać fortunę na klejnoty od Tiffany'ego czy jednorazowy zakup kilku futer. Producenci dóbr luksusowych postrzegają ich jako wymarzonych klientów. Takich, których nie odstraszy żadna cena. Coraz więcej tych bajecznie bogatych milionerów wywodzi się nie z Europy Zachodniej czy USA, tylko z Chin, Brazylii, Rosji i Indii.

Prestiżowe marki starają się dotrzeć do nich ze swoimi produktami. Nie jest to jednak łatwe, bo współcześni milionerzy ukrywają się ze swoim majątkiem i funkcjonują w wąskich kręgu ludzi superbogatych - pisze francuski tygodnik "Le Nouvel Observateur".

Tak jest na przykład w Chinach. "Świat bogaczy jest tam nieprzejrzysty, trudny do spenetrowania. Wiąże się to z ugruntowaną w konfucjańskiej tradycji niechęcią do popisywania się majątkiem, a często także z jego wątpliwym pochodzeniem" - mówi magazynowi Alexis Seeker, biznesmen z Szanghaju.

Reklama

Dostarczyciele luksusu zatrudniają więc klasyczne firmy doradcze, by pomogły im zdobyć rozeznanie w środowisku kazachskich czy brazylijskich krezusów. Te do pomocy mogą nawet wykorzystać detektywów. Marki mają też swoich własnych "agentów".

Ci znają miejsca, w których bywają grube ryby. Wiedzą, jakie uprawiają sporty. Orientują się też, którzy celebryci liczą się w danym kraju. Starają się też dotrzeć do ludzi, którzy zdobyli zaufanie członków elity - fryzjerów, szoferów czy doradców podatkowych.

Innym sposobem pozwalającym na nawiązanie kontaktu z bogaczami jest organizowanie albo sponsorowanie przez wielkie marki rozmaitych imprez - od regat jachtowych po festiwale filmowe.