– Znam wielu prezesów topowych klubów siatkarskich, to moi koledzy z boiska. Regularnie i prezesi, i trenerzy przychodzili do mnie z propozycją objęcia klubu patronatem. Ale to są decyzje czysto biznesowe. Nie widzę możliwości, by Mennica realizowała się przez reklamę w sporcie – mówi szef Mennicy. Dlaczego? Bo oferta spółki jest skierowana do innego kręgu odbiorców. Mennica Polska nie oferuje usług masowych, to raczej niszowy biznes.
Gdyby nie kontuzja, Grzegorz Zambrzycki dziś zapewne byłby emerytowanym sportowcem i – kto wie – może członkiem sztabu szkoleniowego Andrei Anastasiego, trenera reprezentacji Polski.
– Duch sportowca we mnie pozostał. Każdy, kto uprawiał zawodowo sport, zawsze będzie miał wolę walki, rywalizacji i zwyciężania. Ja taką wolę mam – mówi.
Reklama
To z pewnością się przyda, bo przed kierowaną przez niego spółką nowe wyzwania. Największe będzie związane z perspektywą członkostwa w strefie euro. Gdy termin wejścia do Eurolandu stanie się realny, Mennica Polska będzie musiała powalczyć o kontrakt od NBP. Szef Mennicy deklaruje, że przedsiębiorstwo jest już gotowe do produkcji, ma odpowiedni sprzęt, know-how, ludzi. I doświadczenie, bo już raz biła euro na zlecenie jednego z krajów wchodzących do strefy.
– Zdajemy sobie sprawę z tego, iż produkcja monet dla pierwszego etapu integracji Polski z nowym systemem walutowym może wymagać zaangażowania w proces kilku mennic. Oczywiście my postaramy się przekonać NBP, że nasze wspólne doświadczenia, długoletnia współpraca, integralność i spójność polityk, systemów kontroli stawiają naszą Mennicę w roli poważnego i najodpowiedniejszego partnera w tym procesie – ocenia prezes Zambrzycki.
To, że Polska wejdzie prędzej czy później do strefy euro, było powodem, dla którego prezes Zambrzycki ze spokojem przyjmował inne plany swojego strategicznego klienta – zapowiedzi wycofania z obiegu monet jedno- i dwugroszowych, których Mennica jest producentem. Jak mówi szef Mennicy, oba te procesy byłyby sprzeczne: po co ponosić koszty związane z przystosowaniem firm do zaokrąglania cen, skoro złote i tak zostaną zastąpione przez euro? Zresztą Mennica nie ucierpiałaby na tej operacji. Jak mówi jej szef, przychody może by i spadły w pierwszym roku obowiązywania nowych zasad, ale później wzrósłby popyt na monety o większych nominałach, co zrównoważyłoby spadek wpływów.
Bank centralny to dla spółki klient numer jeden, choć produkcja monet obiegowych i kolekcjonerskich nie ma dominującego udziału w strukturze przychodów. Tu zdecydowanie prym wiodła rafinacja i sprzedaż złota – w sumie w ubiegłym roku z Mennicy wyjechało go około 11 ton.
Zambrzycki sam w złoto nie inwestuje. – Nie mam czasu na to, by zająć się tym odpowiednio. Poza tym byłoby to etycznie niezasadne, gdyby moja prywatna aktywność inwestycyjna pokrywała się z tym, czym zajmuję się zawodowo – zaznacza.
A co z monetami kolekcjonerskimi, których biciem zajmuje się spółka? – Nie znałem się na nich zupełnie, dopóki nie zacząłem pracować w Mennicy. Dziś też nie wskażę, która moneta będzie zyskiwać na wartości, a która nie – zastrzega Grzegorz Zambrzycki. – Ale oglądając monetę, jestem w stanie stwierdzić, która jest bardziej zaawansowana technologicznie, a która wymaga mniej pracy przy realizacji.
Zanim trafił do Mennicy, pracował w firmie Bioeton zajmującej się energią odnawialną. Wcześniej był prezesem spółki J&S Energy handlującej paliwami (dziś jej następcą jest Mercuria).