Kiedy w lipcu 2012 roku Marissa Mayer, jedna z szefowych Google'a, zostawiła internetowego potentata dla borykającego się z problemami finansowymi Yahoo, wielu zadawało sobie pytanie, co było powodem jej decyzji. Mayer była bowiem do tego czasu jednoznacznie ze znaną wyszukiwarką.

Wskazywano na chęć podjęcia nowego wyzwania przez trzydziestokilkuletnią Mayer, ale skusić mogło ją także atrakcyjne wynagrodzenie.Jak wynika ze sprawozdania finansowego firmy, do którego dotarła Gazeta.pl, pensja Mayer wynosi pół miliona dolarów, do tego trzeba jednak jeszcze doliczyć premię w wysokości 1,1 mln dol. oraz akcje firmy warte 4,3 mln.

Jeżeli Yahoo postawiłoby rozwiązać umowę z Mayer, ta dostałaby odprawę wysokości 36,6 mln dol. Jednak jeżeli pozostanie na stanowisku do 2017 roku, odprawa wyniesie aż 71 mln dol.

Reklama

Ponadto, jeżeli wyniki finansowe firmy będą rosnąć, szefowa Yahoo może zarobić kilkadziesiąt milionów dolarów na otrzymanych do tego czasu akcjach.

Jak na razie w Yahoo Mayer wsławiła się tym, że kazała wszystkim pracownikom przychodzić do biura pod groźbą, że inaczej ich wyrzuci. Wcześniej wielu z nich pracowało zdalnie, jednak według Meyer miało to kiepski wpływ na efektywność ich pracy. Eksperci wskazują jednak, że w ten sposób szefowa Yahoo próbuje wprowadzić program oszczędnościowy w podupadającym Yahoo. Meyer ma bowiem nadzieję, że większość zdalnych pracowników nie zdecyduje się na zmianę trybu pracy i po prostu odejdzie z firmy.