Były wiceprezes BPH Mirosław Boniecki po trzech latach odpoczynku od korporacyjnych finansów zakłada firmę. Pohandluje walutami, a właściwie będzie zarabiał na tym, że umożliwi handlowanie innym.
Mirosław Boniecki należał do wielkiej trójki wiceprezesów BPH, którym pod wodzą Józefa Wancera udało się stworzyć jeden z największych banków w Polsce, ustępujący tylko PKO BP i Pekao. Do tego grona należeli jeszcze Wojciech Sobieraj, który w 2008 r. założył Alior Bank, i Mariusz Grendowicz, późniejszy prezes BRE Banku, a obecnie szef spółki Polskie Inwestycje Rozwojowe. Boniecki pozostał w BPH najdłużej.
Reklama
Okres świetności zakończył się w 2007 r., kiedy w wyniku fuzji zagranicznych akcjonariuszy BPH został podzielony między włoską grupę UniCredit i amerykański koncern GE. Po zakończeniu zmian właścicielskich w 2010 r. Józef Wancer zrezygnował z fotela prezesa BPH, a wraz z nim do dymisji podał się i Boniecki. Kilka miesięcy później próbował swoich sił w konkursie na prezesa PKO BP. Każdy z czterech kandydatów na szefa miał przed radą nadzorczą w kilkadziesiąt minut przedstawić swoją wizję rozwoju banku. Najlepiej wypadł Zbigniew Jagiełło, i to jemu powierzono stanowisko prezesa. O Bonieckim słuch zaginął na kilka lat.
Przypomniał o sobie dopiero pod koniec ubiegłego roku, gdy światło dzienne ujrzało jego najnowsze dziecko – platforma do wymiany walut między przedsiębiorstwami. Firmę założył za swoje pieniądze. Dlaczego zdecydował się na własny biznes? – Nie jest tak, że korporacja mnie znudziła. Pracę z Józefem Wancerem w BPH czy wcześniej w BRE z Krzysztofem Szwarcem i Wojciechem Kostrzewą wspominam bardzo dobrze i nie jest wykluczone, że jeszcze kiedyś wrócę do dużej organizacji. Na razie jednak chcę się skoncentrować na nowym przedsięwzięciu, które całkowicie mnie pochłania – mówi. Wspólny Rynek, bo tak się nazywa jego firma, zajmuje się kojarzeniem dużych podmiotów – eksporterów i importerów, poszukujących możliwości wymiany waluty po korzystnym kursie. Jego firmę można więc określić mianem walutowej giełdy dla przedsiębiorstw.
Po analizie przebiegu kariery zawodowej Bonieckiego nie powinno nikogo dziwić, że gdy zdecydował się pójść na swoje, szukał biznesowego pomysłu na rynku walutowym. Karierę w bankowości rozpoczynał w 1989 r. Dostał wtedy posadę w pionie skarbowym ówczesnego Banku Rozwoju Eksportu, gdzie pracował jako diler walutowy. Wkrótce awansował na kierownika zespołu dilerów, a w 1993 r. – na zastępcę dyrektora departamentu gospodarki pieniężnej, odpowiedzialnego za transakcje walutowe, inwestycje na rynkach kapitałowych oraz obsługę klientów korporacyjnych. Cztery lata później został dyrektorem tego departamentu.
W 2001 r. trafił do zarządu PBK, a gdy bank ten połączył się z krakowskim BPH, zaproponowano mu również miejsce w zarządzie nowego banku. Tam również był odpowiedzialny m.in. za działalność na rynkach międzynarodowych, transakcje skarbowe oraz obsługę dużych i średnich firm. Budował należące do tego banku towarzystwo funduszy inwestycyjnych. Wiceprezesem został w 2004 r. Jego byli współpracownicy zarówno z BRE, jak i BPH wspominają, że na rynku trudno byłoby znaleźć lepszego specjalistę od bankowości dla korporacji. To mogło być uzasadnieniem, dlaczego należał wówczas do najlepiej wynagradzanych menedżerów bankowych w Polsce. W 2008 r. zarobił ponad 5,5 mln zł, a spośród zarządzających spółkami giełdowymi tylko pięć osób mogło się pochwalić zarobkami wyższymi niż on.
Ma 52 lata, żonę oraz troje dzieci. Miłośnik narciarstwa i tenisa. Wolne chwile, jeżeli nie z rodziną i nie na korcie albo na stoku, spędza, słuchając muzyki i czytając książki. Najchętniej sięga po literaturę iberoamerykańską.