Załoga LOT-u jest w szoku. Z jednej strony Ministerstwo Skarbu Państwa mówi o trudnej sytuacji finansowej spółki i szykuje się do wypłacenia firmie 200 mln zł – kolejnej raty pożyczki ratunkowej, a z drugiej zezwala na podwyższenie wynagrodzeń zarządu, uwalniając go spod rygorów tzw. kominówki.

Do tej pory prezes Sebastian Mikosz – jak wszyscy jego poprzednicy i inni członkowie zarządu – podlegał ustawie kominowej. Ta ogranicza wynagrodzenia szefów spółek państwowych do sześciokrotności średniej pensji brutto w sektorze przedsiębiorstw, czyli obecnie ponad 24 tys. zł brutto. Po ponad roku urzędowania postanowił poprosić o więcej, a resort Skarbu Państwa wyraził zgodę.

Jeszcze w lutym walne zgromadzenie akcjonariuszy przeniosło kompetencje dotyczące ustalania zasad wynagradzania zarządu na radę nadzorczą. Pod koniec kwietnia rada zgodziła się, by prezes wraz z innymi członkami zarządu przeszli na kontrakty menedżerskie. Mikosz założył więc działalność gospodarczą i rozlicza się z firmą jak przedsiębiorca. Z naszych ustaleń wynika, że może zwiększyć w ten sposób swoje zarobki nawet do 60 tys. zł miesięcznie. W razie odwołania otrzyma też dużą odprawę.

- Zawieranie kontraktów menedżerskich oraz kształtowanie systemu wynagrodzeń w ramach tych umów znajduje się w kompetencjach rad nadzorczych – wyjaśnia Agnieszka Jabłońska-Twaróg, rzecznik Ministerstwa Skarbu Państwa. Dodaje, że przepisy ustawy kominowej dopuszczają możliwość zawierania kontraktów menedżerskich. Zapewnia, że wynagrodzenie prezesa Mikosza nie odbiega od średnich wynagrodzeń na rynku oraz składa się z dwóch składników – części stałej (60 proc.) i zmiennej (40 proc.). – Część zmienna, czyli premie, musi być uzależniona od poziomu realizacji celów. Powinna być powiązana z podstawowymi wskaźnikami i wynikami finansowymi, jak: zysk netto, przychody, EBITDA, rentowność, płynność i realizacja inwestycji – precyzuje Jabłońska-Twaróg.

Reklama

>>> Planowane wejście na rynek czarterowy państwowego przewoźnika budzi sprzeciw pracowników. Twierdzą, że umowa ze spółką 4You Airlines jest niekorzystna dla ich przedsiębiorstwa. Skarga związkowców już trafiła do NIK.

Związkowe protesty

Takie wyjaśnienie nie wystarcza związkowcom. Obecnie w przedsiębiorstwie trwa spór zbiorowy prowadzony przez wszystkie organizacje związkowe. Odbyło się nawet referendum, a jego pozytywny wynik otworzył drogę do legalnego strajku. Kością niezgody są „ramowe wytyczne dotyczące warunków wynagradzania pracowników spółki”, które wejdą w życie w czerwcu. W nowej formule średnio o jedną czwartą zmniejszą się stałe zarobki pilotów i stewardess.

W zależności od typu samolotu i zajmowanego stanowiska nowe stawki wynoszą od 9945 do 15 800 zł. W dotychczas obowiązującym regulaminie było to od 9495 do 22 521 zł. Przedstawiciele Lotu wyjaśniali w grudniu zeszłego roku, gdy poinformowali o swoim planie, że głównym założeniem nowych zasad jest zmniejszenie stałej części wynagrodzenia, a zwiększenie części zależnej od faktycznie wylatanych godzin. Pracownicy nawet nie chcą o tym słyszeć.

Mówią, że to nielegalne, bo nie było z nimi uzgodnione, a powinno, bo wcześniej kwestię wynagrodzeń regulował układ zbiorowy. W tej sprawie przed kilkoma tygodniami odbyli nawet spotkanie w Ministerstwie Skarbu Państwa z odpowiedzialnym za LOT podsekretarzem stanu Rafałem Baniakiem. Z relacji związkowców wynika, że wiceminister zobowiązał się w ciągu dwóch tygodni przedstawić opinię prawną w tej sprawie, ale dotychczas jej nie przesłał.

Związek Zawodowy Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT nie składa jeszcze broni. Jego przedstawiciele zapewniają, że rozmowy w sprawie szczegółów regulaminu wynagrodzeń pracowników wciąż trwają. – Istnieje duże prawdopodobieństwo uzyskania rozwiązania satysfakcjonującego wszystkich zainteresowanych – twierdzi szef związku Krzysztof Zbroja.

Sebastian Mikosz jest prezesem LOT-u od lutego 2013 r. Już jego wybór był kontrowersyjny. Ówczesny minister skarbu Mikołaj Budzanowski wskazał właśnie jego, mimo że wcześniej rada nadzorcza spółki wybrała w konkursie kogoś innego. Mikosz jest prezesem LOT-u drugi raz. Po raz pierwszy szefował firmie w latach 2009–2010. Po 19 miesiącach złożył rezygnację.

W trakcie swoich rządów w ramach restrukturyzacji zwolnił 400 osób z załogi liczącej wówczas ok. 3,5 tys. osób. Mikosz doprowadził wtedy także do wygaśnięcia starego układu zbiorowego, w którym znajdowały się zapisy dotyczące różnych przywilejów dla pracowników. Wypracował też nowy układ, który wypowiedział, gdy został prezesem po raz drugi.

Zobacz też, ile zarabiają prezesi banków w Polsce

ikona lupy />
Sebastian Mikosz / Media