Dramatu w Jastrzębskiej Spółce Węglowej na razie nie ma, co widać też na wykresie kursu akcji, który spadł wczoraj tylko o 4,35 proc. – Mamy zapas węgla na hałdach – przyznaje w rozmowie z DGP Katarzyna Jabłońska-Bajer, rzeczniczka JSW. Węgla energetycznego jest więcej, mniej koksowego. Jest co sprzedawać. W dodatku zgodnie z przepisami nie będzie wypłacać wynagrodzeń strajkującym górnikom. – Dzień strajku jest ustawowo dniem wolnym, niepłatnym – potwierdza Jabłońska-Bajer.

JSW nie jest na razie stratna i na krótką metę może sobie radzić. Zapewne właśnie z tego powodu rozpoczęty wczoraj protest dość umiarkowanie przełożył się kurs spółki na GPW. – Ten spadek to efekt nie tyle rozpoczęcia strajku, o ile rzecz jasna nie będzie on trwał dłużej niż kilka tygodni, i zaprzestania wydobycia – mówi Paweł Puchalski, analityk z BM BZ WBK – ile przede wszystkim obaw o to, co uda się wynegocjować związkowcom – wyjaśnia. W jego opinii, jeżeli przedstawicielom załogi uda się wynegocjować tyle, ile ugrali związkowcy w Kompanii Węglowej, to JSW nie wytrzyma takiego obciążenia finansowo. – Spółki, której największą bolączką są wysokie koszty pracownicze, na to po prostu nie stać – dodaje. To bez wątpienia czarny, choć możliwy scenariusz rozwoju sytuacji w jastrzębskiej spółce.

Zdaniem ekspertów stanie się bardziej prawdopodobny, jeśli przedstawiciele rządu ugną się pod żądaniami związkowców. Ci mają bowiem zamiar strajkować aż do spełniania wszystkich ich postulatów, ale rozmów z zarządem prowadzić nie chcą. Żądają przybycia premier Ewy Kopacz lub przynajmniej wicepremiera Janusza Piechocińskiego.

– Premier nie jest właściwą osobą do gaszenia każdego pożaru. Jej przyjazd mogłyby doprowadzić do dodatkowego skomplikowania sprawy. Wiemy już, jaką brutalną lekcję dali związkowcy, wysuwając po ostatnich negocjacjach z udziałem pani premier wiele kolejnych, daleko idących roszczeń – mówi Tadeusz Widuch, specjalista od górnictwa z Instytutu Studiów Energetycznych.

Reklama

Górnicy chcą odwołania zarządu. Zdaniem eksperta z ISE podjęcie takiej decyzji byłoby równoznaczne z wywieszeniem przez właściciela JSW białej flagi. Jak zauważa Tomasz Chmal, ekspert ds. energetycznych, bezpośrednie angażowanie się rządu w sprawę byłoby trudne także z innych powodów: – JSW nie jest już spółką w 100 proc. kontrolowaną przez Skarb Państwa, a program naprawczy został opracowany przez zarząd, a nie pełnomocnika rządu – wyjaśnia.

Jego zdaniem związkowcom bardzo zależy na wciągnięciu władz centralnych do sporu. – Bardzo prawdopodobnym scenariuszem będzie więc próba eskalacji sporu przez stronę społeczną na inne spółki górnicze, branże związane z wydobyciem węgla oraz włączenie do niego lokalnych władz samorządowych. Wszystko po to, aby ostatecznie w rozwiązanie konfliktu zaangażował się bezpośrednio rząd – dodaje. Jeśli jednak do tego dojdzie, władze w Warszawie będą zmuszone pogodzić się z koniecznością stałych interwencji w najbliższym czasie także w innych branżach. Dlatego, w jego opinii, ustalenia decydentów na szczeblu państwowym powinny być bardzo wyważone.

>>> Polecamy: Raport UE krytykuje polską służbę zdrowia. "Jedna z najgorszych w Europie"

Potrzebny moderator

Według Chmala niezależnie od tego, w którą stronę pójdzie konflikt, bardzo przydałby się tu udział niezależnego mediatora. – W przypadku sporów w branży górniczej taką rolę mógłby pełnić np. przedstawiciel Kościoła katolickiego. Górnicze powitanie: „Szczęść Boże”, ma w sobie głęboki sens i znaczenie. Przedstawiciel Kościoła mógłby podjąć próbę uspokojenia nastrojów i wypracowania dobrego kompromisu – mówi Chmal. W rozmowach mogliby także w jego opinii uczestniczyć przedstawiciele np. władz wojewódzkich.

– Biorąc pod uwagę stosunki między stroną społeczną a zarządem JSW, nie widzę możliwości samodzielnego porozumienia się tych dwóch stron bez mediacji lub wsparcia negocjacji z zewnątrz – potwierdza też Puchalski. Tadeusz Widuch nie wyklucza też, że osobą, która powinna użyć swoich wpływów, aby obniżyć poziom emocji i doprowadzić przynajmniej do zakończanie strajku i tego, by strony siadły do stołu negocjacyjnego, jest minister skarbu Włodzimierz Karpiński. – Jeśli bowiem właściciel JSW nie doprowadzi swymi działaniami do tego, żeby rozpoczęły się negocjacje związki – zarząd, wkrótce cały ciężar rozwiązania problemów JSW spadnie na barki rządu – tłumaczy.

Wydarzenia w JSW doprowadziły do bezprecedensowej reakcji mniejszościowych akcjonariuszy spółki. O szybkie zakończenie sporu zaapelowało wczoraj do wszystkich 50 organizacji związkowych działających w firmie oraz do jej zarządu Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych, zrzeszające drobnych akcjonariuszy m.in. JSW. Niemal 45 proc akcji spółki należy do prywatnych inwestorów mniejszościowych, a od momentu debiutu na warszawskiej giełdzie w lipcu 2011 r. wartość firmy mocno spadła. Skarb Państwa sprzedał wtedy instytucjom i ponad 160 tys. inwestorów indywidualnych akcje JSW za 5,37 mld zł. Za jeden papier firmy nowi akcjonariusze płacili w ofercie publicznej 136 zł. Słabo wypadł już debiut firmy, bo na koniec pierwszej sesji akcje nie przyniosły żadnego zysku. Potem było już tylko gorzej i spółka coraz bardziej traciła na wartości. Na koniec wczorajszej sesji jeden papier JSW wyceniany był na 18,7 zł. To oznacza, że od debiutu giełdowa wartość JSW spadła o ponad 86 proc.

– Zarząd spółki, ze względu na jej sytuację finansową, nie może pozwolić sobie na dalszą uległość i musi podejmować starania o rozładowanie napięcia i przekonanie strony społecznej do ustępstw. Tym bardziej że jego propozycje nie są wygórowane. To korekty dotyczące wysokości wynagrodzeń w 2015 r., ograniczenia deputatów czy dopłat do zwolnień lekarskich, a nie znaczącej redukcji zatrudnienia – zauważa Chmal. Szefostwo JSW nie planuje ani zwolnień, ani zamykania kopalń.

>>> Czytaj też: Rząd pomoże frankowiczom? Piechociński proponuje 3-letnie wakacje dla kredytów

ikona lupy />
Kursy spółek węglowych / Dziennik Gazeta Prawna