Wicepremier, minister rolnictwa Henryk Kowalczyk we wtorek był pytany w Polsat News o to, co jest w interesie Polski, jeśli chodzi o wojnę w Ukrainie; czy powinno być to szybkie zawieszenie broni, szybkie odblokowanie portów ukraińskich, które mogłoby wpłynąć na wyhamowanie wzrostu cen żywności, czy może jednak dozbrajanie Ukrainy, tak by odepchnęła Rosję ze swojego terytorium.

"W naszym żywotnym interesie jako bezpieczeństwa narodowego jest dozbrajać Ukrainę, żeby rzeczywiście Rosja przez następne kilkadziesiąt lat nie była w stanie zagrozić m.in. Polsce" - podkreślił Kowalczyk.

Dodał, że wobec tego co się dzieje za naszą wschodnią granicą "nie powinniśmy się nawet liczyć z kosztami". "Lepiej być zadłużonym, zapłacić drożej za żywność niż przeżywać na własnej skórze takie sceny jakie są obserwowane na Ukrainie. To jest czas bardzo trudny, ale wymaga wielkich wysiłków (...) Niektórzy mówią, lepiej zapłacić drożej za paliwo niż być pod okupacją" - powiedział wicepremier.

Reklama

Kowalczyk dopytywany o zadłużanie się państwa przypomniał, że zgodnie z przyjętym przez rząd sprawozdaniem z wykonania budżetu za 2021 r., zadłużenie Polski spadło o 3 pkt. proc. w stosunku do PKB.

Przyznał, że ten rok i początek wojny na Ukrainie powoduje zwiększenie zadłużenia, ale zapewnił, że "w bardzo bezpiecznym stanie się utrzymujemy".

Szef resortu rolnictwa we wtorek wieczorem na antenie Polsat News był pytany, czy w związku z wojną na Ukrainie, która jest bardzo dużym eksporterem zbóż, Polsce może zagrozić głód.

"Polska jest bezpieczna żywnościowo. Mamy dużą produkcję żywności, o czym świadczy chociażby bardzo duży eksport. Eksportujemy żywność za prawie 40 mld dolarów. Spokojnie wyżywimy Polaków, spokojnie wyżywimy również uchodźców ukraińskich, ponad 2 mln. O to nie musimy się martwić" - uspokajał.

Kowalczyk zwrócił uwagę, że wzrost cen zbóż, żywności to tendencja globalna, która wynika chociażby z tego, że nie można wywieźć zboża ukraińskiego przez porty Czarnomorskie. Zboże z tego kraju dociera chociażby do państw Afryki Północnej. Dlatego też - jak zapewnił Polska - stara się pomagać Ukrainie w tym eksporcie, ale jak sam przyznał - "nie zastąpimy portów Morza Czarnego".

Pytany, czy jest szansa na to, by po tegorocznych żniwach ceny żywności zaczęły spadać, bądź się zatrzymały, Kowalczyk wskazał na tę drugą opcję. "Jest szansa, że mogą się zatrzymać. Ja na spadek cen bym już nie liczył" - powiedział.

"Musimy się oswajać z takimi cenami, niestety"

Wicepremier tłumaczył, że jedną z przyczyn wysokich cen żywności, jest wzrost kosztów jej produkcji, który wynika z drogiego gazu, nawozów itp. To z kolei spowodowało - jak kontynuował - że nieunikniony był wzrost cen zbóż i pasz, a więc również produktów pochodzenia zwierzęcego. "Ta lawina ruszyła i powinna się ustabilizować na niestety wyższym poziomie, bo nie będzie tak taniego gazu, ropy. Musimy się oswajać z takimi cenami, niestety" - dodał.

Kowalczyk przyznał, że wzrost cen odczują najbardziej osoby najmniej zamożne, które procentowo wydają najwięcej na żywność. Przypomniał jednocześnie, że rząd wdrożył szereg działań osłonowych np. dopłaty do nawozów, dopłaty do produkcji trzody chlewnej, obniżona akcyza na paliwo, zerowy VAT na podstawową żywność, 14. emerytura.

Pytany, czy programy osłonowe, które mają działać do końca lipca zostaną utrzymane, odpowiedział, że "gwarancji nie mamy, ale poczekajmy do drugiej połowy lipca i zobaczymy".

Minister dodał, że bardzo wiele będzie zależeć od rynków światowych. Zwrócił ponadto uwagę, że w związku z wojną na Ukrainie wiele pól w tym kraju nie zostało obsianych, co może powodować niedobory i dalszy wzrost cen żywności. "Nie chciałbym być prorokiem, ale raczej nie byłbym pewny, że w lipcu to jest koniec wszelkich podwyżek" - podsumował.

Michał Boroń