We wtorek Agencja ratingowa Moody’s Investors Service ostrzegła Kijów, że obniży rating kredytowy republiki poniżej poziomu inwestycyjnego. Jej zdaniem zacięta walka polityczna o władze między prezydentem Wiktorem Juszczenką i premierem Julią Tymoszenko paraliżuje proces podejmowania decyzji niezbędnych dla ratowania gospodarki.
Nikt nie potrzebuje ukraińskiej stali
Po dziewięciu latach nieprzerwanego wzrostu na poziomie ponad 7 proc, gospodarka ukraińska doznała zapaści z powodu globalnego kryzysu kredytowego i postępującego w ślad za nim załamania gospodarki światowej. Przemysł zdominowany przez hutnictwo praktycznie zamarł, bo w warunkach rozpoczynającej się recesji mało kto potrzebował ukraińskiej stali, czy węgla. Spadek zapotrzebowania na eksport oraz brak dostępu do zagranicznych kredytów zachwiały systemem finansowym i bankowym kraju.
- Przemysł ujawnia wybuchową deindustrializację gospodarki. Wskaźniki w tej dziedzinie lecą w dół już szósty miesiąc z rzędu. Wskaźnik spadku o 16,1 procent w styczniu (2009 roku) w porównaniu z grudniem (2008 roku) jest największy. Gorszy był tylko w styczniu 1994 roku, gdy wynosił 18,6 procent – alarmował w zeszłym tygodniu Walerij Łytwycki, szef grupy doradców prezesa Narodowego Banku Ukrainy.
Makrozapaść Ukrainy
Styczniowe dane pokazują rozmiar ukraińskiej zapaści. Produkt krajowy brutto. zmniejszył się o blisko 20 procent w ujęciu rocznym, a spadek produkcji przemysłowej w styczniu w porównaniu z tym samym okresem roku ubiegłego wyniósł ponad 34 proc.. W grudnia inflacja wzrosła do 22,3 proc., najwyższego poziomu w Europie.
Ostało się tylko rolnictwo
"Na początku ubiegłego roku recesja dotykała tylko jednej gałęzi - budownictwa. Wszystkie pozostałe branże były w dobrym stanie. Dziś w pozytywnej sytuacji znajduje się tylko rolnictwo: wzrost wynosi tu 0,5 procent, co mieści się w granicach błędu statystycznego. Wszystkie pozostałe branże bazowe, które formują około 80 proc. PKB, są w strefie ujemnej" – mówi przedstawiciel NBU.
Komu hrywna, komu
Równocześnie z krachem gospodarczym postępuje upadek ukraińskiej waluty. W okresie ostatnich sześciu miesięcy hrywna straciła do dolara prawie 50 proc. i we wtorek za jeden banknot z wizerunkiem prezydenta USA trzeba było już w Kijowie zapłacić 9,2325 hrywien.
Mogło być zresztą gorzej, gdyby nie pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który już w listopadzie udzielił Ukrainie pożyczkę w wysokości 16,5 mld dolarów właśnie na podtrzymanie wartości hrywny i stabilizację systemu bankowego. Pierwsza transza gotówki w kwocie 4,5 mld dol. trafiła na Ukrainę w grudniu.
Bank nie odda depozytu
Jak na ironię losu właśnie początek 2008 roku, po pierwszym zastrzyku z MFW, ujawnił w całej okazałości głębokość zapaści finansowej u naszego wschodniego sąsiada. Banki Ukrainy nie tylko przestały udzielać kredytów, ale także nie chcą wypłacać pieniędzy ich właścicielom z kont bankowych. Dalej spada wartość hrywny i wcale nie widać oznak jakiegokolwiek odrodzenia w gospodarce.
Może nie być dalszych pożyczek z MFW
Teraz jest zagrożona kolejna transza pożyczki z MFW. Funduszy uzależnia jej przekazanie od redukcji deficytu budżetowego z 5 proc. PKB do przynajmniej 2 proc. PKB. Premier Julia Tymoszeko zapowiedziała, że cięć nie dokona. Sama zresztą opowiada się za pozyskaniem pieniędzy nie z MFW, lecz z Rosji, zaogniając tym samym konflikt z prezydentem Wiktorem Juszczenko.
Aleksander Morozow, główny ekonomista moskiewskiego oddziału HSBC Holding, największego banku w Europie, ocenia, ze PKB Ukrainy może w tym roku skurczyć się o 9 procent. Inni ekonomiści mówią nawet o spadku ponad 10 proc. Do optymizmu brak jakichkolwiek podstaw.