Interlokutorzy oczekują zwykle dokładnych dat, a przecież nikt nie ma szklanej kuli, która pomogłaby w znalezieniu odpowiedzi. Na to pytanie nie da się odpowiedzieć precyzyjnie, bo obecny krach gospodarczy jest zjawiskiem wyjątkowo złożonym, zarówno do co procesów, jak i czynników zupełnie losowych, takich jak np. decyzje polityków. Kluczową kwestią jest jednak dostosowanie się gospodarek, szczególnie europejskich, do nowych warunków funkcjonowania.

O ile jeszcze 15 lat temu kraje Europy Zachodniej rywalizowały głównie między sobą, Stanami Zjednoczonymi i Japonią, teraz konkurencja ma wymiar globalny i dotyczy wszystkich kontynentów. Presja jest nieporównywalnie większa niż kiedykolwiek wcześniej, stąd znacznie większe ciśnienie na ceny, procesy, na innowacyjność oraz wartość dodaną. Do nowych reguł gry trudniej się więc dostosować, ale jest to możliwe, co pokazuje najlepiej przykład Niemiec, które w ciągu ostatniej dekady zwiększały pozycję eksportową na rynkach całego świata. Niemieckie firmy nie konkurowały przecież ceną, lecz wartością dodaną.

Podobny model – choć w mniejszej skali – stosuje większość krajów Europy Północnej. Taka też powinna być przyszłość Polski. Kraje południa Europy będą musiały postawić na eksport w większej niż dotychczas skali, choć trudno się spodziewać, aby w perspektywie najbliższych lat mogły uzyskać choć część tej nadwyżki, którą mają dziś Niemcy. Dobra wiadomość jest taka, że we wszystkich krajach Europy poprawia się bilans na rachunku obrotów bieżących. Zła – że trochę to jeszcze potrwa. Zmniejszenie nierównowagi dotyczy całego świata.

Dobrze to widać w najnowszym World Economic Outlook przygotowanym przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który pokazuje jednoznacznie, że o ile w 2009 r. nadwyżka krajów eksportujących nad importującymi wynosiła 3 proc. światowego dochodu, o tyle obecnie jest to nieco powyżej jednego procenta. Podobny trend obserwowany jest w krajach PIIGS, gdzie Irlandia osiągnęła już nadwyżkę w handlu na poziomie 1 proc. PKB, podczas gdy jeszcze cztery lata temu deficyt wynosił 6 proc. PKB.

Reklama

W podobnym trendzie, choć nie z tak dobrymi rezultatami, znajdują się ogarnięte recesją kraje południa Europy. Grecja, gdzie deficyt na rachunku obrotów bieżących w 2008 r. był na poziomie 15 proc. PKB, dziś może się pochwalić deficytem w wysokości 6 proc. PKB. Hiszpanii udało się obniżyć deficyt z 10 proc. PKB do 3 proc. PKB, a Portugalii z 13 proc. PKB do 7 proc. PKB. Ta poprawa nie wzięła się z niczego, nastąpił bowiem relatywny spadek jednostkowych kosztów pracy, najbardziej w Grecji, najmniej w Hiszpanii. Ale o ile w 2008 r. koszty te w porównaniu z 2000 r. były w zależności od kraju o 30–45 proc. wyższe, o tyle dzisiaj ta różnica w porównaniu z tym samym okresem wynosi już tylko od 0 do 20 proc.

Jeśli politycy nie będą nadmiernie ingerować w gospodarkę w najbliższych latach, powolny proces naprawy będzie postępował. Wedle wszelkich dziś dostępnych danych i prognoz można przyjąć, że w 2015 r. kraje południa Europy zaczną wychodzić na prostą, a tym samym skończy się kryzys. Oczywiście w tej formie, jaką dziś znamy. Bo równolegle tli się nowy, który będzie wywołany prawdopodobnie nadmierną ekspansją monetarną. Ale kiedy i w jakiej formie wybuchnie – tego nikt jeszcze nie wie. Wracając do głównego wątku, proces wychodzenia z recesji i z kryzysu będzie powolny. Co najważniejsze, tempo to zależy w znacznej mierze od poszczególnych krajów Europy, w mniejszej od czynników zewnętrznych.

Szczególnie optymistycznym można być co do Stanów Zjednoczonych, gdzie co prawda ostatnie dane z rynku pracy zasiały nieco pesymizmu, ale strukturalnie Ameryka jest już po zasadniczej restrukturyzacji, z całkiem przyzwoitymi wzrostami zarówno na rynku pracy, jak i mieszkaniowym. Oczywiście część tego popytu jest sztucznie napędzana poprzez QE3, z którego Fed w niedługim czasie zacznie się wycofywać.

Jednak same te sygnały z banku centralnego sugerujące zakończenie luzowania ilościowego świadczą o pozytywnej ocenie amerykańskiej gospodarki. Jak pokazują dane empiryczne, wychodzenie z kryzysu finansowego jest dłuższe i trudniejsze niż ze zwykłej recesji. Proces też nie jest liniowy i wymaga wytrwałości. Tego właśnie powinniśmy w szczególności życzyć zarówno politykom europejskim, jak i krajowym. I nie ulegać radom znachorów, którzy proponują drogę na skróty. Wtedy w 2015 r. można będzie oczekiwać istotnej poprawy.