To spowoduje lawinę bankructw prywatnych uczelni. Szacuję, że z obecnych około 300 przetrwa co czwarta, czyli grubo ponad 200 upadnie. Ale kryzys zaczyna docierać również do wielu uczelni publicznych, które mają coraz większe straty i bez podjęcia działań naprawczych w ciągu kilku lat również niektóre z nich będą musiały ogłosić bankructwo. Dlatego pilnie potrzebna jest nowa stratega dla szkolnictwa wyższego w Polsce.
Typowe działania, które podejmuje się w takiej sytuacji, to coraz silniejsza walka o kurczącą się liczbę klientów. Wiele uczelni publicznych już podjęło takie działania. Radykalnie obniżyły standardy naboru, a ponieważ młodzi ludzie wolą studiować za pieniądze podatników niż za swoje, proces upadku uczelni prywatnych jeszcze bardziej przyspieszy. Druga sfera działań to oszczędności, czyli masowe zwolnienia kadry naukowo-dydaktycznej. To także nastąpi w najbliższych latach, tym bardziej że wiele uczelni pobudowało sobie zupełnie niepotrzebnie nową infrastrukturę z unijnych dotacji i teraz muszą przeznaczać olbrzymie pieniądze na jej utrzymanie. Tylko kto tam będzie studiował, skoro liczba studentów dramatycznie spada.
Ten nadchodzący dramat polskiego szkolnictwa wyższego może zostać złagodzony, jeżeli podejmie się skuteczne działania na rzecz promocji Polski jako globalnego centrum edukacji na poziomie wyższym. To jest możliwe. I ten sukces można odnieść bez angażowania środków publicznych, przyjmując studentów zagranicznych. Co więcej, nie dość, że polski podatnik nie będzie musiał wydawać na to żadnych pieniędzy, to jeszcze zagraniczni studenci zdecydują się wynająć mieszkania i akademiki i będą wydawać pieniądze w Polsce, co dodatkowo zasili budżet. Wiele polskich uczelni może uniknąć bankructwa, jeżeli skutecznie zastosuje te metody globalnej rekrutacji. Jakie to metody?
Po pierwsze, celem promocji powinny być kraje rozwijające się, które mają dużo młodych ludzi. Po drugie, trzeba uruchomić atrakcyjne dla studentów zagranicznych kierunki studiów w języku angielskim. Trzeba to jasno powiedzieć: nadchodzą czasy, w których kadra dydaktyczna niemówiąca po angielsku powinna jak najszybciej nauczyć się tego języka albo wiele z tych osób po prostu będzie musiało szukać innej pracy. Dotyczy to w pewnym stopniu także pracowników administracyjnych uczelni. Po trzecie, niektórzy studenci zagraniczni wybierają studia po polsku, co wskazuje na ich plany pozostania u nas na stałe. Ale żeby to dobrze działało, uczelnie wyższe muszą uruchomić intensywne kursy języka polskiego, które przygotowują cudzoziemców do takich studiów. Po czwarte, poziom czesnego musi zostać dostosowany do możliwości finansowych klasy średniej z krajów rozwijających się.
Ktoś może wyrazić zdziwienie, że rektor jednej z uczelni wyższych pomaga innym uczelniom w podjęciu działań, które mogą stanowić dla niego konkurencję. To błędne myślenie. Studentów zagranicznych, którzy chcą przyjechać do Polski, jest tak wielu, że w tym roku musieliśmy wstrzymać rekrutację w lipcu, bo nie byliśmy gotowi na przyjęcie tak dużej liczby chętnych. Jeżeli polskie uczelnie podejmą działania na rzecz promocji Polski jako globalnego centrum edukacyjnego, to wówczas stworzenie takiej marki pomoże wszystkim uczelniom.
Podkreślę jeszcze raz – żeby ten cel osiągnąć, nie są potrzebne żadne pieniądze publiczne. Uczelnie mogą to zrobić w ramach swoich obecnych budżetów. Pomocne byłoby jednak przyjęcie regulacji, które ułatwiłyby pozyskiwanie wiz przez kandydatów na studia w Polsce, bo niestety w niektórych krajach ten proces jest bardzo trudny, mimo że przyszły student pochodzi z dobrej rodziny, ma spore oszczędności i został „prześwietlony” przez nasze służby rekrutacyjne.
Przy okazji rozpoczęcia nowego roku akademickiego warto uruchomić szeroko zakrojone działania na rzecz stworzenia polskiej globalnej marki edukacyjnej. Zanim dla wielu uczelni będzie za późno.