Dla porównania w latach 90. aż 19 niemieckich siłowni jądrowych zabezpieczało około jednej trzeciej dostaw energii elektrycznej w kraju, pisze Alex Kimani dla oilprice.com.

Początek końca ery energetyki atomowej w Niemczech rozpoczął się w 1998 roku, za czasów centrolewicowego rządu złożonego z Zielonych i socjaldemokratów. Zieloni zasłynęli w latach 80. XX wieku protestami przeciwko zagrożeniu związanym z energetyką atomową i głowicom nuklearnym w okresie zimnej wojny. Najnowsze niemieckie elektrownie atomowe oddano do użycia w 2002 roku. Przez następne lata przygotowywano plany stopniowego wygaszenia większości działających elektrowni.

Atom pod presją

Reklama

Renesans energetyki jądrowej nastąpił w 2010 roku, kiedy w Niemczech rząd stworzyła koalicja liberalnej Wolnej Partii Demokratycznej i konserwatywnych chadeków. Władze zdecydowały wówczas o przedłużeniu działalności istniejących elektrowni atomowych o kolejne 14 lat. Sytuację całkowicie odwróciła awaria i wybuch w elektrowni jądrowej w Fukushimie w Japonii. Odżyły wtedy lęki z czasów katastrofy w Czarnobylu z kwietnia 1986 roku. Opinia społeczna zmusiła wówczas rządzących w Niemczech do powrotu do planu wycofania się z energetyki jądrowej do końca 2022 roku.

Jednak agresja Rosji na Ukrainę zmusiła do przemyślenia kwestii bezpieczeństwa energetycznego nie tylko Niemcy, ale i całą Europę. Do zeszłego roku Rosja były głównym dostawcą ropy i gazu ziemnego dla Niemiec. Oba kraje szykowały się do uruchomienia gazociągu Nord Stream 2, który jeszcze mocniej uzależniłby energetycznie Niemcy i Europę Zachodnią od kaprysów Kremla.

Kryzys goni kryzys

Po wybuchu wojny cała Europa zaczęła szukać alternatywnych źródeł dostaw surowców energetycznych. Niemcy dodatkowo zrewidowały swoje podejście do energetyki atomowej, a ryzyko niedoborów energii i ciepła zimą spowodowało, że opinia publiczna ponownie zaczęła akceptować działanie elektrowni jądrowych. Obecnie ponad 80 proc. Niemców opowiada się za przedłużeniem żywotności istniejących niemieckich reaktorów jądrowych.

Na chwilę obecną wiadomo, że trzy ostatnie działające w Niemczech elektrownie jądrowe Isar 2, Emsland i Neckarwestheim 2 zostaną odłączone do sieci energetycznej 15 kwietnia 2023 roku. Zastąpią je elektrownie węglowe, gazowe i morka energetyka wiatrowa, którą od lat wspiera niemiecki rząd.

Naukowcy protestują

Popyt oraz ceny paliw kopalnych, zwłaszcza węgla energetycznego i LNG, w ciągu ostatniego roku gwałtownie wzrosły. Przełożyło się to na znaczący wzrost kosztów energii elektrycznej i ciepła, co miało bezpośredni wpływ na wzrost cen wszystkich towarów i usług. Dodatkowo wytworzenie 1 kWh prądu w elektrowni jądrowej powoduje emisję 2,5 g CO2, a produkcja energii z węgla i gazu oznacza emisję CO2 o wysokości odpowiednio 850 g/kWh i 500 g/kWh. A to niestety napędza zmiany klimatu, przed których skutkami od lat ostrzegają naukowcy.

W lipcu 2022 roku dwudziestu niemieckich naukowców zajmujących się kwestiami technologicznymi i ekonomicznymi wezwało rząd do wycofania się z decyzji o całkowitym zamknięciu elektrowni jądrowych. „Żądamy natychmiastowego zaprzestania wycofywania się z energii atomowej” – zaapelowali sygnatariusze deklaracji. Według nich tylko dalsza praca elektrowni atomowych jako trzeciego, obok słońca i wiatru, źródła bez emisyjnej energii zadba o klimat i „zapewni zasilanie i dobrobyt w Niemczech”, podał portal dziennika „Welt”.