W marcu Kongres USA przyjął tzw. pakiet stymulujący (ang. The Coronavirus Aid, Releif, and Economic Security (CARES Act) w wysokości 2 bilionów dolarów, co stanowi około 50 proc. federalnego budżetu i 10 proc. amerykańskiego PKB. Tylko jedna piąta wydatków (425 mld USD) to wydatki na służbę zdrowia - głównego sektora walczącego z epidemią. Kolejno jedna trzecia (635 mld USD) to transfery bezpośrednie, z czego prawie połowa poszła, w formie czeków w wysokości 1200 USD, dla pracujących, emerytów i rencistów. Płatność wykonana została przez urząd skarbowy (IRS), prezydent Trump wysłał wszystkim list, a urząd sprawdzał czy dana osoba miała odpowiedni dochód (88 proc. pracującej populacji to potencjalni beneficjenci). O ile współpraca ekonomiczna na linii instytucje federalne i poszczególne stany przebiegła wzorowo (80 mln czeków wysłano w ciągu tygodnia), to koordynacja walki z epidemią przebiega w poprzek podziału politycznego. Stany rządzone przez demokratów, które miały najgorszą sytuację, radzą sobie dobrze (California, Nowy York), a te rządzone przez Republikanów zignorowały niebezpieczeństwo (Arizona, South Dakota, Alabama). We wszystkich 50 stanach do dziś zachorowało 1,4 milion ludzi, a ponad 80 tysięcy przypłaciło to życiem.

Chociaż często określa się ten pakietem mianem stymulującego, to on nim nie jest! Po pierwsze nie o stymulowanie a o przeżycie gospodarki chodzi. Po drugie, ma on inne cele niż stymulacja zagregowanego popytu/podaży, chociaż tak może na pierwszy rzut oka wyglądać. Zwiększanie wydatków czy inwestycji w przypadku USA jest w tej chwili drugorzędne, a głównym celem jest dostarczenie płynności firmom czy poprawienie sytuacji na rynku papierów dłużnych. Na pakiety stymulacyjne może jeszcze przyjść czas. Po trzecie pomoc państwa ma charakter pożyczek - prawie połowa to pożyczki na rzecz małych i dużych firm. Mając na uwadze poprzedni kryzys finansowy, gdy na kontrowersyjny program bailoutu banków (TARP) przeznaczono 700 mld USD, warto przypomnieć, że Amerykański podatnik zyskał na nim finalnie 15 mld USD. Może tym razem będzie podobnie.

W CARES Act 150 mld dolarów czeka na rozdysponowanie przez poszczególne stany na wypłaty obywatelom. Spora część wydatków to pożyczki dla firm, z czego 350 mld USD trafi do małych firm, a 450 mld USD do dużych. Kontrowersyjne jest ratowanie sektora logistycznego i bailout linii lotniczych za 46 mld USD. Z jednej strony dziwi sfinansowanie w formie grantów (25 mld USA) zabezpieczeń dla pracowników. Z drugiej strony chwalić można zakaz buy backów i zwolnień w zamian za częściowo tańsze finansowanie. Rząd wycofał się także ze swoich planów częściowej nacjonalizacji poprzez zakaz nabywania warrantów na akcje w przyszłości.

Prawo upadłościowe w USA, jak i cały sektor prawny są przygotowane na ewentualne problemy firm. Dla większych firm procedura tzw. Chapter 11 Prawa Upadłościowego wskazuje sposób reorganizacji i restrukturyzacji długu na tę okoliczność. Problemem są firmy z sektora MŚP, które muszą ograniczać działalność, a tym samym bardziej narażone są na ryzyko utraty płynności niż na problem z długiem. Rezerwa Federalna, ze wsparciem 75 mld dolarów zabezpieczenia z Departamentu Skarbu, udzieli do 600 mld USD kredytów dla ok. 40 tysięcy firm z sektora MŚP. Pieniądze Departamentu Skarbu służą jako bufor dla FED-u, absorbując ryzyka strat i upadłości firm-kredytobiorców. O ile sekretarz skarbu Steven Mnuchin spodziewa się zysku na tym programie, to FED zakłada, że poniesie na nich stratę. Ma to o tyle znaczenie, że poprzednie programy pożyczkowe miały poparcie Demokratów i Republikanów, bo założeniem była ich zyskowność. Czasy się zmieniły i jak widać nastawienie polityków także.

Reklama

>>> Polecamy: Nowa era w transporcie. Jak będzie wyglądać podróżowanie po szczycie pandemii? [WYTYCZNE KE]